TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Siedzieli na parkiecie ze spuszczonymi głowami. Tak, przegrali z
Rosjanami. W oczach chłopaków lśniły łzy, przy bandach tłoczyły się ich
rodziny, by pocieszyć ich po porażce. Kibice zebrani na hali ze smutkiem
zerkali na załamanych siatkarzy, Rosjanie cieszyli się z wygranej, a on?
Wybiegł z hali do szatni, bez słowa założył dres i popędził w stronę
szpitala...
-Śpisz?-zapytał, wychylając się przez drzwi sali brunetki.
-Nie, chodź. Tylko uważaj na pielęgniarki. Pilnują nas jakbyśmy były w więzieniu, a nie w szpitalu.-odparła Alka, próbując usiąść, jednak gips skutecznie jej to uniemożliwił.
-Leż spokojnie-szepnął Zbyszek, siadając obok niej-niedługo zabiorę cię do domu-dodał, całując ją w policzek.
-Jak się czujesz?-zapytała Alka, opierając dłoń na jego ramieniu.
-To raczej ja powinienem o to zapytać-zaśmiał się wymuszenie-Zawaliłem. Zjebałem ten mecz. A przecież się starałem. Cholera, dlaczego jak coś zacznie się sypać, to od razu wszystko inne też się rozpierdala?-zapytał, zrywając się z krzesła. Podszedł do okna i oparł czoło o szybę.
-Zbyszek, przecież nic się nie stało. Za cztery lata znowu będzie olimpiada. Podejdź do mnie, bo nawet nie mogę wstać, żeby cię przytulić-jęknęła i wyciągnęła rękę w jego stronę. Atakujący wykonał jej prośbę, siadając na brzegu jej łóżka.-Kotek, nie możesz się załamywać-szepnęła, ścierając łzę spływającą po jego policzku.
-Skarbie, bo wiesz... ja... kiedy byłem u ciebie tydzień temu... nie powiedziałem ci wszystkiego... bo wiesz... ja nie wiem, jak mógłbym ci powiedzieć coś takiego... kochanie, bo ty... ty byłaś w ciąży... to znaczy w czw... czwartym tygodniu... zaszłaś ze mną w ciążę, słyszysz? Kochanie... w tym wypadku... nasze maleństwo... nie miało szans.-wyszeptał przez łzy. Po policzkach brunetki popłynęły pierwsze słone krople. Siatkarz ostrożnie przytulił do siebie jej poturbowane ciało.-Chciałem ci powiedzieć, ale piguła nam przeszkodziła.-dodał, przeczesując palcami jej włosy.
-Kotku, ja chcę do domu.-jęknęła brunetka, odsuwając się od niego na wyciągnięcie ramion.-Zabierz mnie do domu-szepnęła, opadając na poduszkę.
-Już niedługo. Obiecuję, niedługo wrócimy do domu. Kochanie, zamieszkaj ze mną. Proszę.
-Nie, chodź. Tylko uważaj na pielęgniarki. Pilnują nas jakbyśmy były w więzieniu, a nie w szpitalu.-odparła Alka, próbując usiąść, jednak gips skutecznie jej to uniemożliwił.
-Leż spokojnie-szepnął Zbyszek, siadając obok niej-niedługo zabiorę cię do domu-dodał, całując ją w policzek.
-Jak się czujesz?-zapytała Alka, opierając dłoń na jego ramieniu.
-To raczej ja powinienem o to zapytać-zaśmiał się wymuszenie-Zawaliłem. Zjebałem ten mecz. A przecież się starałem. Cholera, dlaczego jak coś zacznie się sypać, to od razu wszystko inne też się rozpierdala?-zapytał, zrywając się z krzesła. Podszedł do okna i oparł czoło o szybę.
-Zbyszek, przecież nic się nie stało. Za cztery lata znowu będzie olimpiada. Podejdź do mnie, bo nawet nie mogę wstać, żeby cię przytulić-jęknęła i wyciągnęła rękę w jego stronę. Atakujący wykonał jej prośbę, siadając na brzegu jej łóżka.-Kotek, nie możesz się załamywać-szepnęła, ścierając łzę spływającą po jego policzku.
-Skarbie, bo wiesz... ja... kiedy byłem u ciebie tydzień temu... nie powiedziałem ci wszystkiego... bo wiesz... ja nie wiem, jak mógłbym ci powiedzieć coś takiego... kochanie, bo ty... ty byłaś w ciąży... to znaczy w czw... czwartym tygodniu... zaszłaś ze mną w ciążę, słyszysz? Kochanie... w tym wypadku... nasze maleństwo... nie miało szans.-wyszeptał przez łzy. Po policzkach brunetki popłynęły pierwsze słone krople. Siatkarz ostrożnie przytulił do siebie jej poturbowane ciało.-Chciałem ci powiedzieć, ale piguła nam przeszkodziła.-dodał, przeczesując palcami jej włosy.
-Kotku, ja chcę do domu.-jęknęła brunetka, odsuwając się od niego na wyciągnięcie ramion.-Zabierz mnie do domu-szepnęła, opadając na poduszkę.
-Już niedługo. Obiecuję, niedługo wrócimy do domu. Kochanie, zamieszkaj ze mną. Proszę.
-Dobrze, ale... co z Beatą, Miśkiem...
-Tym się nie przejmuj. Tylko wiesz, jest jeden problem. Bo widzisz... prezes Grodecki odszedł z Jastrzębskiego i wszystkie umowy przez niego podpisane zostały unieważnione. Nim pojawi się jakiś nowy, to... więc, żeby nie ryzykować utraty sezonu... przenoszę się do Rzeszowa. Schöps jest kontuzjowany, więc potrzebują atakującego. Piotrek i Misiek też się przenoszą. Kochanie, pojedziesz ze mną?-spytał, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
-Kiedy?-spytała, mierząc go wzrokiem.
-Jak najszybciej.
-Dobrze. Tylko mam jeden warunek.
-Jaki?-Zbyszek był wyraźnie przerażony.
-Ściany w sypialni mają być seledynowe.
-Że jakie?-zapytał, zaskoczony atakujący, wytrzeszczając oczy.
-To taki odcień zieleni-zaśmiała się brunetka. W tym czasie na salę wbiegła Magda.
-Ala, ALA! Słyszałaś, że przenosimy się do Rzeszowa? DO RZESZOWA!-ekscytowała się blondynka.
-Ja się nigdzie nie wybieram-odparła. Oboje odpowiedzieli zaskoczonymi spojrzeniami-no, chyba, że Zbysiu zgodzi się na seledynowe ściany.
-Zgadzam się, niech będą seledynowe. Przecież sypialnia nie jest od tego, żeby patrzeć na ściany.
-A idź ty zboku!
-Dobra-odparł, wychodząc z sali.
-A ty dokąd?-zatrzymało go pytanie Magdy.
-Musicie sobie pogadać, no nie? Ja idę do twojego lekarza. Jeszcze w tym tygodniu zabieram cię do domu.
-OK, pa.-odparły jednocześnie i Bartman zniknął za drzwiami.
-Tym się nie przejmuj. Tylko wiesz, jest jeden problem. Bo widzisz... prezes Grodecki odszedł z Jastrzębskiego i wszystkie umowy przez niego podpisane zostały unieważnione. Nim pojawi się jakiś nowy, to... więc, żeby nie ryzykować utraty sezonu... przenoszę się do Rzeszowa. Schöps jest kontuzjowany, więc potrzebują atakującego. Piotrek i Misiek też się przenoszą. Kochanie, pojedziesz ze mną?-spytał, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
-Kiedy?-spytała, mierząc go wzrokiem.
-Jak najszybciej.
-Dobrze. Tylko mam jeden warunek.
-Jaki?-Zbyszek był wyraźnie przerażony.
-Ściany w sypialni mają być seledynowe.
-Że jakie?-zapytał, zaskoczony atakujący, wytrzeszczając oczy.
-To taki odcień zieleni-zaśmiała się brunetka. W tym czasie na salę wbiegła Magda.
-Ala, ALA! Słyszałaś, że przenosimy się do Rzeszowa? DO RZESZOWA!-ekscytowała się blondynka.
-Ja się nigdzie nie wybieram-odparła. Oboje odpowiedzieli zaskoczonymi spojrzeniami-no, chyba, że Zbysiu zgodzi się na seledynowe ściany.
-Zgadzam się, niech będą seledynowe. Przecież sypialnia nie jest od tego, żeby patrzeć na ściany.
-A idź ty zboku!
-Dobra-odparł, wychodząc z sali.
-A ty dokąd?-zatrzymało go pytanie Magdy.
-Musicie sobie pogadać, no nie? Ja idę do twojego lekarza. Jeszcze w tym tygodniu zabieram cię do domu.
-OK, pa.-odparły jednocześnie i Bartman zniknął za drzwiami.
-Jak się czujesz? Zapytała Zamłyńska, gdy zostały same.
-Zbyszek mi dzisiaj powiedział, że straciłam dziecko-szepnęła, przytulając się do przyjaciółki, znów zalewając się łzami.-Przy Zibim starałam się być silna, ale...
-On się totalnie posypał-wtrąciła młodsza.-On cię naprawdę kocha. Kocha cię jak wariat.
-To drugie dziecko, które stracił-rzuciła Alka-drugie ze mną.
-Co ty pierdolisz? Jakie drugie? Przecież ty się znacie z miesiąc.
-Oj, nie dosłownie. Bartek nagadał mu jakichś głupot i Zbyszek myślał, że jestem z nim w ciąży. Kiedy mu powiedziałam, że to nieprawda, był trochę podłamany, a teraz? On chyba rzeczywiście chce mieć dziecko.
-A ty? Chciałabyś mieć synka, albo córeczkę? Ze Zbyszkiem.
-Ja... tak, chcę mieć z nim dzieci. Dużo dzieci.
-Jutro zabieram cię do domu-krzyknął Zbyszek wbiegając na salę.
-Dużo słyszałeś?-zapytała brunetka, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo pielęgniarka wygnała jego i Magdę. Alka została sama...
-Zbyszek mi dzisiaj powiedział, że straciłam dziecko-szepnęła, przytulając się do przyjaciółki, znów zalewając się łzami.-Przy Zibim starałam się być silna, ale...
-On się totalnie posypał-wtrąciła młodsza.-On cię naprawdę kocha. Kocha cię jak wariat.
-To drugie dziecko, które stracił-rzuciła Alka-drugie ze mną.
-Co ty pierdolisz? Jakie drugie? Przecież ty się znacie z miesiąc.
-Oj, nie dosłownie. Bartek nagadał mu jakichś głupot i Zbyszek myślał, że jestem z nim w ciąży. Kiedy mu powiedziałam, że to nieprawda, był trochę podłamany, a teraz? On chyba rzeczywiście chce mieć dziecko.
-A ty? Chciałabyś mieć synka, albo córeczkę? Ze Zbyszkiem.
-Ja... tak, chcę mieć z nim dzieci. Dużo dzieci.
-Jutro zabieram cię do domu-krzyknął Zbyszek wbiegając na salę.
-Dużo słyszałeś?-zapytała brunetka, ale nie otrzymała odpowiedzi, bo pielęgniarka wygnała jego i Magdę. Alka została sama...
***
-Hej,
słoneczko. Przepraszam, zawaliłem. Obiecałem ci medal, a teraz co? Jak ja się
pokażę na oczy tobie i moim dzieciaczkom?-zapytał Piotrek, gdy tylko twarz jego
ukochanej pojawiła się na ekranie laptopa.
-Pituś, nie marudź, tylko wracaj do nas. Z medalem czy bez, dla nas i tak jesteś mistrzem.-odpowiedziała szatynka, uśmiechając się szeroko.
-Niedługo do was wrócę. Już nie mogę się doczekać, kiedy was w końcu zobaczę. A jak w domu? Rozmawiałaś z rodzicami?-słysząc to pytanie, Beata wyraźnie posmutniała.-Kochanie, co się stało?
-Bo wiesz... nie zdążyłam im powiedzieć.
-Jak to? Boże, mała, coś się stało?
-Nie, to w zasadzie nic takiego, ale... nie musiałam im niczego mówić, bo... tylko się nie denerwuj.
-Beata, powiesz mi w końcu, co się stało?-dziewczyna nie odpowiedziała, tylko uniosła przed kamerę gazetę leżącą przed nią. Na pierwszej stronie było zdjęcie Piotrka, niosącego na rękach ukochaną. W tle wyraźnie było widać napis na budynku kliniki położniczej.-”Środkowy Jastrzębskiego Węgla i Reprezentacji Polski się ustatkuje?” ciekawe jakim cudem dowiedzieli się, że tam byliśmy-zaśmiał się, patrząc na twarz dziewczyny.
-Ciebie to bawi?-zapytała zaskoczona szatynka.
-Nie, ale kochanie, mam się przejmować jakimś brukowcem? Przepraszam, że musisz przez to przechodzić, ale niestety. Taka rola dziewczyny siatkarza.-odparł, uśmiechając się.
-Szkoda, że wcześniej mi o tym nie powiedziałeś...
-Czyli nie chcesz ze mną być? W takim razie przepraszam, że zająłem ci tyle czasu.
-PIOTREK, przecież żartowałam!-broniła się jego dziewczyna-Kocham cię, wiesz? I niezależnie od tego, co będą o nas pisać w gazetach, to się nie zmieni.
-Nie mówmy o tym. Jak to przyjęli twoi rodzice?-dociekał Pit.
-Cieszą się, że w końcu jestem szczęśliwa. Chcą cię jak najszybciej poznać. Kiedy wracasz?
-Jutro rano mam samolot. Po południu będę już w Warszawie.
-Będę na ciebie czekała.
-Nie musisz. To znaczy... rozmawiałem z moją kuzynka i umówiłem się z nią, że przyjedzie po mnie na lotnisko i dostarczy prosto pod dom twoich rodziców.
-Mówiłam już, że jesteś kochany?
-Coś kiedyś obiło mi się o uszy, ale nie jestem pewien, czy rzeczywiście tak myślisz. Potrzebuję dowodu. Mam nadzieję, że jutro jakiś dostanę.-wyszczerzył się.
-Piotruś, przepraszam, muszę kończyć, mama mnie woła. Zadzwoń, jak wylądujesz, dobrze? Kochamy cię, pa.
-Ja was też kocham, najmocniej na świecie. Do jutra, skarby.-odparł, kończąc połączenie. Szybko spakował resztę swoich rzeczy i zmęczony rzucił się na łóżko, nie zwracając uwagi na docinki kolegów...
-Pituś, nie marudź, tylko wracaj do nas. Z medalem czy bez, dla nas i tak jesteś mistrzem.-odpowiedziała szatynka, uśmiechając się szeroko.
-Niedługo do was wrócę. Już nie mogę się doczekać, kiedy was w końcu zobaczę. A jak w domu? Rozmawiałaś z rodzicami?-słysząc to pytanie, Beata wyraźnie posmutniała.-Kochanie, co się stało?
-Bo wiesz... nie zdążyłam im powiedzieć.
-Jak to? Boże, mała, coś się stało?
-Nie, to w zasadzie nic takiego, ale... nie musiałam im niczego mówić, bo... tylko się nie denerwuj.
-Beata, powiesz mi w końcu, co się stało?-dziewczyna nie odpowiedziała, tylko uniosła przed kamerę gazetę leżącą przed nią. Na pierwszej stronie było zdjęcie Piotrka, niosącego na rękach ukochaną. W tle wyraźnie było widać napis na budynku kliniki położniczej.-”Środkowy Jastrzębskiego Węgla i Reprezentacji Polski się ustatkuje?” ciekawe jakim cudem dowiedzieli się, że tam byliśmy-zaśmiał się, patrząc na twarz dziewczyny.
-Ciebie to bawi?-zapytała zaskoczona szatynka.
-Nie, ale kochanie, mam się przejmować jakimś brukowcem? Przepraszam, że musisz przez to przechodzić, ale niestety. Taka rola dziewczyny siatkarza.-odparł, uśmiechając się.
-Szkoda, że wcześniej mi o tym nie powiedziałeś...
-Czyli nie chcesz ze mną być? W takim razie przepraszam, że zająłem ci tyle czasu.
-PIOTREK, przecież żartowałam!-broniła się jego dziewczyna-Kocham cię, wiesz? I niezależnie od tego, co będą o nas pisać w gazetach, to się nie zmieni.
-Nie mówmy o tym. Jak to przyjęli twoi rodzice?-dociekał Pit.
-Cieszą się, że w końcu jestem szczęśliwa. Chcą cię jak najszybciej poznać. Kiedy wracasz?
-Jutro rano mam samolot. Po południu będę już w Warszawie.
-Będę na ciebie czekała.
-Nie musisz. To znaczy... rozmawiałem z moją kuzynka i umówiłem się z nią, że przyjedzie po mnie na lotnisko i dostarczy prosto pod dom twoich rodziców.
-Mówiłam już, że jesteś kochany?
-Coś kiedyś obiło mi się o uszy, ale nie jestem pewien, czy rzeczywiście tak myślisz. Potrzebuję dowodu. Mam nadzieję, że jutro jakiś dostanę.-wyszczerzył się.
-Piotruś, przepraszam, muszę kończyć, mama mnie woła. Zadzwoń, jak wylądujesz, dobrze? Kochamy cię, pa.
-Ja was też kocham, najmocniej na świecie. Do jutra, skarby.-odparł, kończąc połączenie. Szybko spakował resztę swoich rzeczy i zmęczony rzucił się na łóżko, nie zwracając uwagi na docinki kolegów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz