-Kochanie,
mam genialny pomysł!-krzyknęła uradowana Beata, wbiegając do mieszkania Piotrka.
-Tak? A co mój skarb wymyślił?-spytał blondyn, przytalając ciężarną o swojego boku.
-Bo ty nie chcesz, żebym siedziała tu sama, więc pomyślałam, że pojadę o Lublina, do moich rodziców. Muszę im w końcu powiedzieć, że zostaną dziadkami-mówiąc to, głaskała swój płaski jeszcze brzuch-Boję się, jak zareagują-dodała, siadając na kanapie-Zawsze mnie wspierali, kiedy miałam problemy, ale teraz… to jest zupełnie inna sytuacja. Zwłaszcza, że przecież przyjechałam tu na studia, a nie po to, by założyć rodzinę…
-Ej, skarbie… nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Brzmi to jak banał, ale to prawda. Słyszysz? Będzie dobrze-powtarzał, przytulając do siebie ukochaną-Przecież pokonaliśmy już kilka znacznie większych przeszkód. A twoi rodzice na pewno to zaakceptują, przecież jesteś ich córką, nie?-przekonywał ją, przeczesując palcami jej włosy.
-Piotruś, przepraszam. Masz rację, a ja znów zaczęłam panikować, zamiast cieszyć się z ostatnich chwil przed twoim wyjazdem.
-Kotku, przecież ja nie wyjeżdżam na zawsze. Niedługo wracam i zabieram cię do Żyrardowa, OK?
-No dobrze. Skoro tego chcesz…
-Świetnie. To teraz idziemy na dół. Musisz się spakować.
-Tak jest tatusiu-zasalutowała i ruszyła razem z Piotrkiem w stronę swojego mieszkania…
-Tak? A co mój skarb wymyślił?-spytał blondyn, przytalając ciężarną o swojego boku.
-Bo ty nie chcesz, żebym siedziała tu sama, więc pomyślałam, że pojadę o Lublina, do moich rodziców. Muszę im w końcu powiedzieć, że zostaną dziadkami-mówiąc to, głaskała swój płaski jeszcze brzuch-Boję się, jak zareagują-dodała, siadając na kanapie-Zawsze mnie wspierali, kiedy miałam problemy, ale teraz… to jest zupełnie inna sytuacja. Zwłaszcza, że przecież przyjechałam tu na studia, a nie po to, by założyć rodzinę…
-Ej, skarbie… nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Brzmi to jak banał, ale to prawda. Słyszysz? Będzie dobrze-powtarzał, przytulając do siebie ukochaną-Przecież pokonaliśmy już kilka znacznie większych przeszkód. A twoi rodzice na pewno to zaakceptują, przecież jesteś ich córką, nie?-przekonywał ją, przeczesując palcami jej włosy.
-Piotruś, przepraszam. Masz rację, a ja znów zaczęłam panikować, zamiast cieszyć się z ostatnich chwil przed twoim wyjazdem.
-Kotku, przecież ja nie wyjeżdżam na zawsze. Niedługo wracam i zabieram cię do Żyrardowa, OK?
-No dobrze. Skoro tego chcesz…
-Świetnie. To teraz idziemy na dół. Musisz się spakować.
-Tak jest tatusiu-zasalutowała i ruszyła razem z Piotrkiem w stronę swojego mieszkania…
***
-Misiek,
twój telefon-jęknęła Magda, odsuwając się od szatyna.
-Niech dzwoni, to pewnie nic ważnego-mruknął, przyciągając Zamłyńską do siebie.
-Michał, ale to Zibi. Raczej nie dzwoniłby, gdyby nie miał powodu. Zwłaszcza, że zniknęli gdzieś z Alką. W końcu udało jej się namówić Kubiaka do odebrania telefonu. Nie słyszała wiele z ich rozmowy, ale wyraz twarzy przyjmującego nie zapowiadał dobrych wieści.
-Niech dzwoni, to pewnie nic ważnego-mruknął, przyciągając Zamłyńską do siebie.
-Michał, ale to Zibi. Raczej nie dzwoniłby, gdyby nie miał powodu. Zwłaszcza, że zniknęli gdzieś z Alką. W końcu udało jej się namówić Kubiaka do odebrania telefonu. Nie słyszała wiele z ich rozmowy, ale wyraz twarzy przyjmującego nie zapowiadał dobrych wieści.
-Ala miała wypadek-szepnął, gdy zakończył połączenie.
-Michał, nie rób sobie żartów-warknęła.
-To nie żart! Jest w szpitalu, a Zibi jeszcze nic nie wie! No, poza tym, że na przejściu wpadła pod samochód-na twarzy blondynki wymalowało się przerażenie.
-Ja… ja muszę do niej jechać-wydukała i chwytając swoją torbę, wybiegła z pokoju.
-Magda, czekaj! Pójdę do Andrei i idę z tobą. Nie zostawię cię z tym samej!-krzyknął i pobiegł w stronę pokoju szkoleniowca.
***
-Tylko
nie mów nic Beacie! Alka by mnie zabiła, gdyby i jej coś się stało-prosił
Nowakowskiego Zbyszek, dzwoniąc do blondyna chwilę po wypadku.
-OK, nie powiem jej. Dzięki-obiecał Piter.
-O czym mi nie powiesz?-zapytała Beata, stojąca za plecami środkowego.
-Zibi, muszę kończyć, na razie-Piotrek rozłączyłsię i odwrócił się do dziewczyny, zachowując swój typowy „poker face”.
-Co? A Zibi probił mnie o pomo, bo… chce zabrać Alę na wakacje… wies, to ma być niespodzianka… i wiesz… miałem się nie wygadać-plątał się siatkarz.
-Kłamiesz-stwierdziła Beata, siadając na oparciu kanapy-a teraz mów. Co chciałeś przede mną ukryć?
-No dobra… powiem ci, ale kochanie, obiecaj, że nie będziesz się denerwować.
-PIOTREK! DO RZECZY!-krzyknęła szatynka.
-Dobra… Ala miała wypadek-szepnął, kręcąc głową zrezygnowany.
-CO?! Jak mogłeś?! To jest moja przyjaciółka, a ty próbowałeś przede mną ukryć, że miała wypadek?-wrzeszczała dziewczyna, wymachjąc rękami.
-Kochanie, wiesz, że nie możesz się denerwować…
-Jak ja mam się nie denerwować, kiedy chłopak, którego kocham mnie okłamuje? Najpierw zarzucasz mi, że nie jestem wobec ciebie szczera, a teraz sam wciskasz mi jakiś KIT!
-Przepraszam, ale nie chciałem, żebyś się denerwowała. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie coś wam się stało-szepnął przytulając ją do siebie. Dziewczyna uniosła głowę, by na niego spojrzeć, a on delikatnie musnął ustami jej czoło-Kocham was najmocniej na świecie-dodał.
-A my kochamy ciebie-wyszeptała, wtulając się w jego umięśniony tors.
-OK, nie powiem jej. Dzięki-obiecał Piter.
-O czym mi nie powiesz?-zapytała Beata, stojąca za plecami środkowego.
-Zibi, muszę kończyć, na razie-Piotrek rozłączyłsię i odwrócił się do dziewczyny, zachowując swój typowy „poker face”.
-Co? A Zibi probił mnie o pomo, bo… chce zabrać Alę na wakacje… wies, to ma być niespodzianka… i wiesz… miałem się nie wygadać-plątał się siatkarz.
-Kłamiesz-stwierdziła Beata, siadając na oparciu kanapy-a teraz mów. Co chciałeś przede mną ukryć?
-No dobra… powiem ci, ale kochanie, obiecaj, że nie będziesz się denerwować.
-PIOTREK! DO RZECZY!-krzyknęła szatynka.
-Dobra… Ala miała wypadek-szepnął, kręcąc głową zrezygnowany.
-CO?! Jak mogłeś?! To jest moja przyjaciółka, a ty próbowałeś przede mną ukryć, że miała wypadek?-wrzeszczała dziewczyna, wymachjąc rękami.
-Kochanie, wiesz, że nie możesz się denerwować…
-Jak ja mam się nie denerwować, kiedy chłopak, którego kocham mnie okłamuje? Najpierw zarzucasz mi, że nie jestem wobec ciebie szczera, a teraz sam wciskasz mi jakiś KIT!
-Przepraszam, ale nie chciałem, żebyś się denerwowała. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby przeze mnie coś wam się stało-szepnął przytulając ją do siebie. Dziewczyna uniosła głowę, by na niego spojrzeć, a on delikatnie musnął ustami jej czoło-Kocham was najmocniej na świecie-dodał.
-A my kochamy ciebie-wyszeptała, wtulając się w jego umięśniony tors.
-Kotku…
robi się późno, a musimy jeszcze dojechać na lotnisko-szepnął Piotrek kilka
minut później, niechętnie wypuszczając dziewczynę ze swoich objęć. Złapał jej
rękę i zabierając ich walizki zaprowadził dziewczynę w stronę swojego audi,
stojącego na parkingu pod blokiem…
***
Zdenerwowany
atakujący reprezentacji Polski krążył po korytarzu jednego z londyńskich
szpitali, czekając na kogoś, kto poinformuje go o tym, co stało się Alicji. Po jego
policzkach nieustannie spływały łzy.
-Zibi! Zibi, co z nią?-krzyknęła Magda, wbiegając na oddział. Brunet nie odpowiedział. Potrząsnęła nim, jednak on wciąż nic nie mówił. Widząc łzy na jego policzkach Zamłyńska zaczęła panikować-BOŻE, ZBYSZEK, POWIEDZ, ŻE ONA ŻYJE, POWIEDZ, ŻE ŻYJE!-wrzeszczała. Bartman nadal nie reagował.
-ZIBI, KURWA, POWIEDZ JEJ CO Z ALKĄ!-ryknął Misiek, strzelając bruneta w głowę. Chwilkę później na korytarzu pojawił się lekarz, który zajmował się Alicją.
-Doktorze! Doktorze, co z moją narzeczoną?-zapytał go, podchodząc bliżej.
-Pana zapraszam do gabinetu. A państwo… zaczekajcie tutaj-dodał, wskazując na Kubiaka i Magdę, który snuli się za Bartmanem jak cienie. Zbyszek ruszył za lekarzem w kierunku pomieszczenia na końcu korytarza.
-Zibi! Zibi, co z nią?-krzyknęła Magda, wbiegając na oddział. Brunet nie odpowiedział. Potrząsnęła nim, jednak on wciąż nic nie mówił. Widząc łzy na jego policzkach Zamłyńska zaczęła panikować-BOŻE, ZBYSZEK, POWIEDZ, ŻE ONA ŻYJE, POWIEDZ, ŻE ŻYJE!-wrzeszczała. Bartman nadal nie reagował.
-ZIBI, KURWA, POWIEDZ JEJ CO Z ALKĄ!-ryknął Misiek, strzelając bruneta w głowę. Chwilkę później na korytarzu pojawił się lekarz, który zajmował się Alicją.
-Doktorze! Doktorze, co z moją narzeczoną?-zapytał go, podchodząc bliżej.
-Pana zapraszam do gabinetu. A państwo… zaczekajcie tutaj-dodał, wskazując na Kubiaka i Magdę, który snuli się za Bartmanem jak cienie. Zbyszek ruszył za lekarzem w kierunku pomieszczenia na końcu korytarza.
-Powie
mi pan, co z nią?-zapytał Zbigniew, gdy w końcu znależli się w gabinecie
Anglika.
-Tak, tak. Proszę, niech pan usiądzie. Panie Bartman. Pańska narzeczona miała sporo szczęścia… o ile szczęściem można nazwać dwa złamane żebra i przebite płuco. Operacja przebiegła prawidłowo, pacjentka wkrótce powinna się wybudzić. Doznała także lekkiego wstrząsu mózgu, jednak jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
-Mogę do niej zajrzeć?-zapytał atakujący, podnosząc się z krzesła.
-Proszę chwilkę zaczekać. Jest jeszcze jedna sprawa. Pańska narzeczona była w czwartym miesiącu ciąży…
-Jak to… była?-zapytał siatkarz, opadając z powrotem na krzesło.
-Bardzo mi przykro… dziecko nie miało szans na przeżycie-z każdym słowem lekarza, w oczach Zbyszka pojawiało się coraz więcej łez. Załamany chłopak wybiegł z gabinetu i zalewając się łzami, usunął się na podłogę, opierając się o ścianę…
-Tak, tak. Proszę, niech pan usiądzie. Panie Bartman. Pańska narzeczona miała sporo szczęścia… o ile szczęściem można nazwać dwa złamane żebra i przebite płuco. Operacja przebiegła prawidłowo, pacjentka wkrótce powinna się wybudzić. Doznała także lekkiego wstrząsu mózgu, jednak jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
-Mogę do niej zajrzeć?-zapytał atakujący, podnosząc się z krzesła.
-Proszę chwilkę zaczekać. Jest jeszcze jedna sprawa. Pańska narzeczona była w czwartym miesiącu ciąży…
-Jak to… była?-zapytał siatkarz, opadając z powrotem na krzesło.
-Bardzo mi przykro… dziecko nie miało szans na przeżycie-z każdym słowem lekarza, w oczach Zbyszka pojawiało się coraz więcej łez. Załamany chłopak wybiegł z gabinetu i zalewając się łzami, usunął się na podłogę, opierając się o ścianę…
Magda
z przerażaniem na twarzy patrzyła na siedzącego na podłodze Bartmana. Od momentu
wyjścia z gabinetu, czyli od dwudziestu minut, nie wypowiedział ani jednego
słowa. Patrzył tępo w jeden punkt, pozwalając łzom, by spływały po jego twarzy.
Magda również wybuchła płaczem, rzucając się w ramiona Michała. Jej łzy
zostawiały mokre ślady na jego koszulce.
-Hej, kochanie, nie płacz. Ali na pewno nic nie jest. Ona jest silna, da sobie radę-szeptał Misiek, tuląc dziewczynę w ramionach.
-To dlaczego on nic nie mówi?-jęknęła Magda, pociągając nosem.
-Zibi, kurwa, odezwij się! Mów co się stało!-ryknął Kubiak w stronę atakującego.
-Ten skurwysyn zabił mi dziecko! Zadowolony?-odpowiedział równie ostro Bartman, gwałtownie podnosząc się z podłogi.
-Pierdolisz?-spytał zaskoczony przyjmujący.
-Tak, kurwa! Też bym chciał, żeby to nie była prawda-jęknął uderzając pięścią w ścianę-Alka była w ciąży! Przez tego skurwiela straciłem syna!-wrzasnął-Albo córkę-dodał po chwili zastanowienia, osuwając się na kolana.
-A co z Alką?-wcięła się Zamłyńska.
-Ma dwa złamane żebra, przebite płuco i wstrząs mózgu, ale lekarz mówi, że to nic poważnego. Pewnie za jakiś tydzień ją stąd wypuszczą. Boże, jak ja jej to powiem? Przecież to było nasze… dziecko-wychrypiał. Blondynka podzeszła do niego i mocno go przytuliła.
-Ćśśś… Zbyszek, Ala sobie z tym poradzi, tylko musisz przy niej być i ją wspierać-wyszeptała blondynka, wciąż trzymając go w ramionach.
-Panie Bartman, pańska narzeczona się wybudziła, pytała o pana. Może pan do niej zajrzeć, ale tylko pan i tylko na kilka minut-odezwał się znajomy lekarz za plecami bruneta. Atakujący niepewnie ruszył za lekarzem w stronę sali na której leżała Alicja…
-Hej, kochanie, nie płacz. Ali na pewno nic nie jest. Ona jest silna, da sobie radę-szeptał Misiek, tuląc dziewczynę w ramionach.
-To dlaczego on nic nie mówi?-jęknęła Magda, pociągając nosem.
-Zibi, kurwa, odezwij się! Mów co się stało!-ryknął Kubiak w stronę atakującego.
-Ten skurwysyn zabił mi dziecko! Zadowolony?-odpowiedział równie ostro Bartman, gwałtownie podnosząc się z podłogi.
-Pierdolisz?-spytał zaskoczony przyjmujący.
-Tak, kurwa! Też bym chciał, żeby to nie była prawda-jęknął uderzając pięścią w ścianę-Alka była w ciąży! Przez tego skurwiela straciłem syna!-wrzasnął-Albo córkę-dodał po chwili zastanowienia, osuwając się na kolana.
-A co z Alką?-wcięła się Zamłyńska.
-Ma dwa złamane żebra, przebite płuco i wstrząs mózgu, ale lekarz mówi, że to nic poważnego. Pewnie za jakiś tydzień ją stąd wypuszczą. Boże, jak ja jej to powiem? Przecież to było nasze… dziecko-wychrypiał. Blondynka podzeszła do niego i mocno go przytuliła.
-Ćśśś… Zbyszek, Ala sobie z tym poradzi, tylko musisz przy niej być i ją wspierać-wyszeptała blondynka, wciąż trzymając go w ramionach.
-Panie Bartman, pańska narzeczona się wybudziła, pytała o pana. Może pan do niej zajrzeć, ale tylko pan i tylko na kilka minut-odezwał się znajomy lekarz za plecami bruneta. Atakujący niepewnie ruszył za lekarzem w stronę sali na której leżała Alicja…
-Kochanie…
jak się czujesz?-zapytał Zbyszek, siadając przy łóżku brunetki. Alka uniosła
rękę i położyła ją na dłoni siatkarza.
-Tak jak po bliskim spotkaniem z maską rozpędzonego samochodzu-zaśmiała się i pożałowała tego, czując ból w klatce piersiowej. Syknęła krótko i znów spojrzała na Zbyszka-wszystko mnie boli, ale to chyba normalne. Płakałeś-spytała, głaszcząc go po policzku. Zibi uśmiechnął się smutno-Skarbie, przecież nic mi nie jest-atakujący opuścił głowę- Zbyszek, powiesz mi, co się stało?-poprosiła, unosząc lekko jego twarz, tak, by spojrzeć mu w oczy.
-Kochanie, bo wiesz… ty… przepraszam, nie potrafię ci tego powiedzieć-szepnął, kręcąc głową.
-Ćśśś… Zbyszek, ja wiem. Wiem o wszystkim, ale to chyba nie jest powód do takiej rozpaczy, co? Przecież to tylko złamane żebro. Zrośnie się. Jeszcze zdążymy poszaleć razem na weselu u Beaty i Pita.
-Tak jak po bliskim spotkaniem z maską rozpędzonego samochodzu-zaśmiała się i pożałowała tego, czując ból w klatce piersiowej. Syknęła krótko i znów spojrzała na Zbyszka-wszystko mnie boli, ale to chyba normalne. Płakałeś-spytała, głaszcząc go po policzku. Zibi uśmiechnął się smutno-Skarbie, przecież nic mi nie jest-atakujący opuścił głowę- Zbyszek, powiesz mi, co się stało?-poprosiła, unosząc lekko jego twarz, tak, by spojrzeć mu w oczy.
-Kochanie, bo wiesz… ty… przepraszam, nie potrafię ci tego powiedzieć-szepnął, kręcąc głową.
-Ćśśś… Zbyszek, ja wiem. Wiem o wszystkim, ale to chyba nie jest powód do takiej rozpaczy, co? Przecież to tylko złamane żebro. Zrośnie się. Jeszcze zdążymy poszaleć razem na weselu u Beaty i Pita.
-Aluś…
jest… jest coś jeszcze…
-Proszę opuścić salę. Pani Alicja musi odpoczywać-na salę wparowała pielęgniarka.
-Błagam, proszę dać mi jeszcze chwilę…
-Nie ma mowy. Proszę wyjść.
-No to muszę jść. Kocham cię-szepnął, całując ją.
-Ja ciebie też. Do zobaczenia po finale. Wygraj dla mnie.
-Zrobię, co się da. Pa-szepnął, wychodząc z sali…
-Proszę opuścić salę. Pani Alicja musi odpoczywać-na salę wparowała pielęgniarka.
-Błagam, proszę dać mi jeszcze chwilę…
-Nie ma mowy. Proszę wyjść.
-No to muszę jść. Kocham cię-szepnął, całując ją.
-Ja ciebie też. Do zobaczenia po finale. Wygraj dla mnie.
-Zrobię, co się da. Pa-szepnął, wychodząc z sali…
***
-Piotrek,
twój samolot. Musisz iść-szepnęła Beata, wyplątując się z uścisku
blondyna-Kocham cię-dodała za łzami w oczach.
-Ej, kochanie, nie płacz! Jak będziesz płakała, to nigdzie nie polecę, a Anastasi mnie zabije, chcesz tego?-zapytał, robiąc głupią minę, która wywołała uśmiech na twarzy dziewczyny-no i tak ma być. Lecę. Jeśli chcesz, możesz wziąć mój samochód. Kocham was bardzo-wcisnął jej w dłoń kluczyki od auta i ostatni raz krótko pocałował. Obiecując, że zadzwoni, jak dotrze do Londynu odszedł w stronę bramki. Dziewczyna odwróciła się i ruszyła na parking. „Przecież to już przeszłość. Poradzisz sobie”-powtarzała w myślach, siadając za kierownicą Piotrkowego audi…
-Ej, kochanie, nie płacz! Jak będziesz płakała, to nigdzie nie polecę, a Anastasi mnie zabije, chcesz tego?-zapytał, robiąc głupią minę, która wywołała uśmiech na twarzy dziewczyny-no i tak ma być. Lecę. Jeśli chcesz, możesz wziąć mój samochód. Kocham was bardzo-wcisnął jej w dłoń kluczyki od auta i ostatni raz krótko pocałował. Obiecując, że zadzwoni, jak dotrze do Londynu odszedł w stronę bramki. Dziewczyna odwróciła się i ruszyła na parking. „Przecież to już przeszłość. Poradzisz sobie”-powtarzała w myślach, siadając za kierownicą Piotrkowego audi…
Młoda, zgodnie z obietnicą wrzucam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nagroda się spodoba :) Pozdrawiam wszystkich, którzy tu zaglądają :) Dziękuję, że jesteście :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz