UWAGA!!

1.To opowiadanie to wymysł mojej (CHOREJ) wyobraźni;
2.Bohaterowie (Z wyjątkiem siatkarzy) są fikcyjni;
3.Miłego czytania:)

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział XXXII

-Wstawaj, mała, mamy trochę roboty!-krzyknął Bartman tuż nad uchem śpiącej w najlepsze Alicji.
-Zibi, ja nie chcę ogłuchnąć!-warknęła dziewczyna, nakrywając głowę poduszką.-Zaraz, przecież położyłam się w salonie!-zaskoczona usiadła na łóżku i rozejrzała się po sypialni, do której przeniósł ją zapewne atakujący.
-No widzisz, jakieś milutkie krasnoludki nie pozwoliły ci spać na niewygodnej kanapie i przeniosły cię na łóżko-zaśmiał się brunet i wyszedł na korytarz. Słońce przedostające się przez cienkie, jasnozielone zasłony raziło brunetkę w oczy. Zasłoniła twarz dłonią i dokładnie przyjrzała się pomieszczeniu.
-Pamiętałeś!-krzyknęła, przyglądając się seledynowym ścianom. Komoda stojąca naprzeciw łóżka, szafki nocne oraz rama łóżka wykonane były z jasnego drewna, pokryta panelami podłoga została częściowo zasłonięta soczyście zielonym dywanem, a nad łóżkiem wisiał tryptyk przedstawiający bukiet żółtych tulipanów. Alka podeszła bliżej do ukrytego za drzwiami lustra i krzyknęła patrząc na swoje odbicie.-Matko, jak ja wyglądam!-dopadła do walizki leżącej pod oknem, znalazła w niej kosmetyczkę i skierowała się do łazienki. Wyłożona była fioletowymi płytkami. Naprzeciw drzwi znajdowała się kabina prysznicowa, której ścianki pokrywały fioletowe szlaczki. Lustro nad umywalką ciągnęło się przez całą długość ściany. Ala zmyła resztki makijażu, umyła zęby,  włosy związała w wygodną kitkę i ruszyła korytarzem do pomieszczenia z którego docierał do niej zapach świeżo zaparzonej kawy. Ściany kuchni w kolorze cappuccino idealnie kontrastowały z ciemnobrązowymi meblami, i ich białymi blatami. Całości dopełniała wyspa otoczona czterema barowymi stołkami. Przy kuchence uwijał się Zbyszek, odziany wyłącznie w skąpe bokserki i luźną koszulkę.-Zbyszek, czy możesz mi powiedzieć, jakim cudem kupiłeś ZA DUŻĄ koszulkę?-zapytała brunetka, siadając na jednym ze stołków. Jego skórzane obicie przykleiło się do jej okrytych wyłącznie króciutkimi szortami nóg.
-Wiesz, jestem mistrzem w robieniu zakupów!-odparł chłopak, wypinając dumnie pierś.
-Mistrzem! Ha, dobry żart.-parsknęła Alka i klepnęła go po tyłku, przechodząc obok.
-A ty dokąd? Śniadanie zrobiłem!
-Moment, muszę napisać esa do rodziców, że żyjemy!
-Jeszcze tego nie zrobiłaś?!-zdziwił się brunet, pakując wielki kawałek naleśnika do ust.
-Skąd wiedziałeś, że mam ochotę na naleśniki?-zapytała dziewczyna, wchodząc do kuchni kilka minut później.
-Instynkt, Mała. Instynkt.
-Nie jestem mała, to wy jesteście jacyś zmutowani!-odparowała, smarując naleśnika dżemem.
-A, w tym pokoju naprzeciwko sypialni zostawiłem dwa pudełka z rzeczami Beaty, bo przez przypadek je tu wczoraj przytargałem. Piter ma po nie dzisiaj wpaść.-poinformował ją, odstawiając swój talerz do zlewu.-A tak w ogóle, to co myślisz o tej jego super-niespodziance dla Beaty?
-Dobry pomysł. Beata na pewno się ucieszy. Tylko nie wiem, czy oda nam się utrzymać to w tajemnicy przez dłuższy czas.
-Jak ty i Magda nie wygadacie to wszystko się uda. Bardziej martwi mnie to, że mamy bardzo mało czasu. Pobierają się za niecały miesiąc.
-Ej, daj spokój! Wystarczy utrzymać Beatę z dala od Rzeszowa. Prawie cała Sovia obiecała pomóc.
-O, to chyba Piotrek!-stwierdził Zbyszek, gdy rozległ się dzwonek domofonu.
-To Pit nie dostał mieszkania w tej samej klatce?-zdziwiła się Ala.
-Nie, jemu przyznali trochę większe dwie ulice dalej. Wiesz, rozrastająca się rodzina i inne pierdoły.-Zibi wpuścił środkowego na klatkę, a chwilę później blondyn pojawił się w mieszkaniu.-Witamy w naszych skromnych progach-atakujący ukłonił się niczym kamerdyner, otwierając drzwi.-Zapraszamy na pokoje.
-Hej, Pit. Chcesz kawy?-zapytała Alka, wskazując na ekspres stojący na szafce. Zibi w tym czasie zniknął w sypialni.
-Chętnie. Ja, w przeciwieństwie do was nie miałem czasu zrobić zakupów.
-Rozmawiałeś z Beatą? Co u niej?-brunetka postawiła przed Nowakowskim filiżankę kawy.
-Nawet nic mi nie mów.-jęknął Piotrek, podpierając głowę na dłoni.
-Aż tak źle?
-Kobieto, jak mi zaczęła wymieniać, co mamy do zrobienia, to powoli tracę wiarę w to, czy się wyrobimy. A ja przecież nie mogę teraz do niej pojechać, więc będziemy musieli wszystko organizować na odległość.
-Tak, Beata od zawsze miała milion pomysłów na minutę. No, i jest cholernie wybredna. Czasem normalnie nie da się z nią wytrzymać!
-Świetnie!-zironizował Piotrek, upijając łyk czarnego płynu.
-A, jak się na dzisiaj umawiamy. Jedziemy od razu po treningu, czy jak?-do kuchni wparował Zibi. Miał na sobie bermudy khaki i białą obcisłą koszulkę.
-Nie, po treningu to ja jadę szukać odpowiedniego garnituru.
-Jedź do Lancerto, to ci za pół ceny coś sprzedadzą.
-To, to ja akurat wiem. Jak tylko Kowalowi wspomniałem o tym, że się żenię to mnie tam wysyłał.-zaśmiał się środkowy.-To może umówmy się tak, że ja wam dam klucze, a sam pojadę na zakupy. Alka, a kiedy wy planujecie z Magdą jechać do Lublina? Bo wiesz, nie chciałbym, żeby Beata nagle wpadła na pomysł, żeby przyjechać do Rzeszowa…
-Spoko, przywieziemy ją to dopiero na wieczór panieński.
-To nie lepiej zrobić go w Lublinie?-sprzeciwił się Zbyszek.
-Zrobimy go tutaj, razem z parapetówką. Tak się umówiłyśmy z Magdą. W razie czego mieszkanie Miśka będzie wtedy wolne, więc możecie sobie zorganizować jakąś pizzę i pograć w karty.-zaśmiała się dziewczyna.
-Dobra, dzięki za kawę, muszę już lecieć. Niedługo trening, a muszę jeszcze przenieść rzeczy z samochodu do mieszkania.-odezwał się Pit, i podnosząc się ze stołka, skinął głową na Zibiego, by ten pokazał mu, co ma zabrać.
-Jesteś samochodem?-spytał Zibi, podając kumplowi karton z drobiazgami Beaty.
-Nie, przecież miałem wziąć twój. Wyszedłem pobiegać i jestem.-wzruszył ramionami Piotrek.
-No, OK. Kluczyki, kluczyki… gdzie ja do cholery położyłem te kluczyki?-zastanawiał się Zbyszek, kręcąc się wokół własnej osi.-A, już wiem!-podszedł do drzwi szafy w przedpokoju i wyjął kluczyki z jednej z półek.-Możemy iść-stwierdził i biorąc drugi karton ruszył na dół.
-Na razie!-pożegnał się z Alą środkowy i zszedł na dół za kumplem.
*
-Cześć, córeczko, jak ci idzie?-do pokoju Beaty wparował pan Marek.
-Hej, tato, jest gorzej niż myślałam. Muszę jak najszybciej rozesłać zaproszenia, a żeby zamówić zaproszenia muszę zarezerwować salę. Dzwoniłam do jakichś dwudziestu domów weselnych w Lublinie i okolicach, i wszystko jest zajęte. Ja nie dam rady…-jęknęła dziewczyna, opierając głowę na leżącym na biurku zeszycie z adresami potencjalnych sal weselnych.
-Ej, kochanie, nie załamuj się już na początku. Poradzisz sobie. Tym bardziej, że mogę ci trochę pomóc…
-Co masz na myśli?-zapytała dziewczyna, unosząc głowę.
-A co, gdybym powiedział ci, że znam właściciela hotelu Ambasador?
-To by mnie zainteresowało… co dalej?-dopytywała szatynka.
-Umówiłem cię na spotkanie z nim. Tak, na wszelki wypadek.
-Świetnie! Kiedy?!-ekscytowała się dziewczyna.
-Dziś po południu.-odparł Mróz.
-Szkoda, że Piotrka przy tym nie będzie. Wolałabym nie decydować sama.-westchnęła Beata, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
-Pytałem, możesz ją dziś wstępnie zarezerwować, a rezerwację potwierdzić dopiero, jak skonsultujesz się z Piotrkiem.
-Naprawdę?! Świetnie! Dziękuję, tato!-krzyknęła, rzucając się ojcu na szyję…
*
-Ten powinien być odpowiedni.-stwierdziła ekspedientka, podając zniecierpliwionemu Piotrkowi garnitur.
-W końcu. Czekamy już pół godziny!-jęknął Kosa.-W prążki? Chyba panią pogięło? Jak ON mógłby założyć garnitur w prążki?! Piotrek ma ponad dwa metry! W prążkach będzie wyglądał na co najmniej dwa i pół.-bulwersował się brunet.
-No, tak. Ma pan rację.-kobieta szybko się oddaliła, a jej miejsce automatycznie zajął starszy mężczyzna wyglądający na ważnego.
-Witam panów. Jestem właścicielem. Przepraszam za Monikę, jest tu w zastępstwie. Czym mogę wam służyć?
-22. września biorę ślub. Potrzebuję odpowiedniego garnituru. No i oczywiście takiego, w którym nie będę wyglądał zbyt komicznie.
-No tak, to zrozumiałe. Dla pana też?-zwrócił się do Grześka.
-Nie, nie. Ja jestem tylko szoferem, nie starszym.-zaprzeczył szybko Kosa.
-W porządku. Zapraszam do magazynu, na pewno znajdziemy coś odpowiedniego. Jaki kolor? Biały, grafitowy, czarny?
-Czarny. No w ostateczności grafitowy. I najlepiej matowy.-Pit zerknął na zegarek.-Przepraszam, ile to może potrwać?
-Narzeczona czeka? Panie Piotrze, dobór odpowiedniego stroju to podstawa. Bardzo prawdopodobne, że nie znajdziemy idealnego garnituru, zwłaszcza dla kogoś pańskiego wzrostu. Będziemy musieli zdjąć miarę i szyć.
-Rozumiem.
-Myślę, że któryś z tych dwóch modeli powinien panu przypaść do gustu.-stwierdził kilkadziesiąt minut później kierownik, zdejmując z wieszaka dwa garnitury. Jako, że były w pokrowcach, Piotrek nie mógł ocenić, czy wybór był trafny.-Zapraszam do salonu, tam jest lepsze światło.-chłopaki wciąż podążali za nim w labiryncie regałów.
-Ten mi się podoba.-ocenił Piotrek, wskazując na dwuczęściowy, czarny garnitur.-Ta czarna kamizelka będzie okropnie wyglądała.
-Czyli ten. W porządku. Aniu! Potrzebne nam będą wszystkie wymiary pana Nowakowskiego!-krzyknął w stronę siedzącej za ladą blondynki.
-Dzień dobry. Proszę podejść tam. tylko, jeśli mogę prosić, niech pan nie staje na tym podeście. I tak będzie mi ciężko zdjąć niektóre miary.
-Tak, tak.-Piotrek mechanicznie ruszył we wskazane miejsce.
-Piter?! Może być biała?-krzyknął za nim Kosa.
-Ale co?-zapytał blondyn, odwracając się.
-No, kamizelka!
-A, tak, jasne!
-A krawat, czy muszka?
-Krawat, to chyba oczywiste! Wyobrażasz sobie mnie w muszce?
-No nie…
-I masz odpowiedź.
*

-O, nasze ślicznotki się pojawiły!-zaśmiał się Igła, widząc wysiadających z Piotrkowego samochodu chłopaków.
-Nareszcie! Połowę roboty odwaliliśmy za nich!-jęknął Zbyszek.
-Czołem, panowie! Jak idzie robota?-drzwi otworzyły się i w korytarzu pojawił się Piotrek.-No… nieźle! Wszystko wyniesione?
-No, tak. Zostało nam tylko kilka pudeł na górze. A wy jak? Załatwiliście?-obok nich pojawił się Wojtek Grzyb.
-Nigdy więcej nie będę wybierał garnituru. Noł opszyn.-jęknął Pit.-dobra, to ja idę po rzeczy i biorę się do roboty!
-Najwyższa pora!-zaśmiał się Bartman…

****
Witam :) nie udał mi się ten rozdział, nawet bardzo :/ za bardzo kręci się wokół Beaty i Piotrka, za co przepraszam :)
Obiecuję poprawę :D  
Wszystkiego siatkarskiego dla moich czytelniczek w Nowym Roku :)
Pozdrawiam :)

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział XXXI

-Muszę już jechać-szepnął Piotrek podnosząc się z huśtawki ustawionej z domem rodziców Beaty.-Mam jeszcze dwie godziny drogi, a muszę dotrzeć do Rzeszowa przed osiemnastą, żeby odebrać klucze do mieszkania-dodał. Pocałował narzeczoną w policzek i ruszył w stronę samochodu zaparkowanego przed bramą.
-Czekaj, Piotruś!-zatrzymała go dziewczyna podbiegając do niego.-Odprowadzę cię.-dodała, łapiąc go za rękę.-Kiedy się znowu zobaczymy?-zapytała, gdy zatrzymali się obok audi należącego do blondyna.
-Jak tylko będę miał chwilę przerwy od treningów, to do ciebie przyjadę, a na razie dziewczyny będą ci ze wszystkim pomagać. Porozmawiam z Leną, gdybyś czegoś potrzebowała, też może ci pomóc.
-Mówiłeś już chłopakom z klubu, że bierzemy ślub?
-Nie, chciałem im to powiedzieć osobiście.-odparł, uśmiechając się szeroko.
-Pamiętaj, żeby uzupełnić listę gości, dobrze? Muszę wiedzieć, ile zaproszeń zamówić!
-Oczywiście, że będę pamiętał. Muszę jechać. Kocham cię-dodał, składając na ustach narzeczonej długi, namiętny pocałunek.
-Ja też cię kocham, Piotruś. Zadzwoń, jak tylko dojedziesz.-odparła, i odsunęła się od samochodu. Chwilę później odprowadzała auto Nowakowskiego wzrokiem, aż zniknęło za zakrętem.
*
-Piotrek, możemy porozmawiać?-zapytał trener Kowal, widząc środkowego, wychodzącego z gabinetu prezesa.
-Oczywiście, stało się coś?
-Nie, nie. Cieszę się, że do nas wróciłeś. Zastanawia mnie tylko, co cię do tego skłoniło?-dociekał Andrzej.
-To dosyć osobista sprawa, moglibyśmy omówić to na osobności?-spytał środkowy, rozglądając się po korytarzu, który ciągle ktoś przemierzał.
-W porządku. To może, chodźmy na halę. Trening skończył się pół godziny temu, więc nikt nie powinien nam przeszkadzać.-odparł trener i ruszył we wskazane miejsce. Usiadł na ławce trenerskiej i cierpliwie czekał na to, co powie blondyn.
-Po zakończeniu poprzedniego sezonu dostałem kilka propozycji kontraktów. Powiedziałem o tym mojej ówczesnej dziewczynie, Klaudii, która postawiła mnie przed wyborem między nią a siatkówką. Zrozumiałem, że tak naprawdę do siebie nie pasujemy, zerwałem z nią i nie chcąc mieszkać w tym samym mieście, co ona podpisałem kontrakt z Jastrzębskim. Bardzo ją kochałem, wiązałem z nią plany na przyszłość. Kupiłem dom, planowałem go wyremontować i zamieszkać tam razem z nią, jednak wyszło inaczej.-przerwał na chwilę, przeczesał włosy palcami w charakterystyczny dla siebie sposób i kontynuował.-Niedługo po moim wyjeździe, przyszła do mnie Klaudia. Powiedziała, że jest ze mną w ciąży i zażądała pieniędzy. wiedziałem, że kłamie, a przynajmniej w kwestii tego, kto jest ojcem tego dziecka, jednak ona nie ustępowała. Nachodziła mnie, szantażowała. Groziła Beacie, dziewczynie, którą poznałem w Jastrzębiu. Podczas memoriału dowiedziałem się, że Beata jest w ciąży. Ze mną. Nie uwierzyłem jej, powiedziałem o kilka słów za dużo, przez co prawie poroniła, a ja nie wiedząc o tym, wciąż powtarzałem sobie, że to nie jest moje dziecko, choć podświadomie czułem, że tak właśnie jest. W czasie Igrzysk grałem tak źle, że trener kazał mi wrócić do Polski i załatwić swoje sprawy, grożąc usunięciem z drużyny. Zrozumiałem wtedy, że chcę spędzić resztę życia właśnie z nią. Zanim wróciliśmy do Polski okazało się, że prezes Grodecki nie jest już prezesem Jastrzębskiego i dali nam wybór: albo podpisujemy nowe kontrakty, albo zmieniacie klub. Korzystając z okazji wróciłem tutaj, ściągając ze sobą rodzinę. Oto cała historia.-zakończył, i wyprostował się na krzesełku, jakby uwolnił się od wielkiego ciężaru.
-A ta twoja dziewczyna…
-Narzeczona.-poprawił trenera Pit.
-Narzeczona? No, to moje gratulacje!-krzyknął, Andrzej, zamykając Piotrka w ojcowskim uścisku.-nie spodziewałem się, że tak szybko zdecydujesz się na tak poważny krok.
-Sytuacja tego wymagała. Poza tym, wiem, że Beata jest tą z którą chcę spędzić resztę życia, więc po co miałem czekać?
-Masz rację. Więc, czy ta twoja Beata, przyjechała z tobą? Chciałbym poznać kobietę, na której aż tak ci zależy, że planujesz ślub po miesiącu znajomości.-zaśmiał się trener.
-Nie, Beata została w Lublinie, zajmuje się przygotowaniami do ślubu-odparł Pit, czym totalnie zaskoczył Andrzeja, któremu oczy prawie wyszły z orbit, a szczęka podskakiwała na parkiecie.
-W porządku. Tyle chciałem wiedzieć. Swoją drogą, zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby zostawić miejsce dla jednego środkowego z MłodejLigi. Zupełnie, jakbym wyczuł, że wrócisz.
-Cieszę, się, że mogę wrócić.-odparł Piotrek i żegnając się z trenerem opuścił Podpromie.
-Zibi, możemy się spotkać? Mam sprawę do ciebie i reszty.-odezwał się, gdy atakujący odebrał telefon.
-Jasne. Słuchaj jesteśmy właśnie całą drużyną w tej pizzerii na Rynku…
-OK. zaraz będę.
-Czekamy-odparł brunet i rozłączył się. Pit wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Rynku.
-Siema, ludziska!-krzyknął blondyn, zatrzymując się obok zajętego przez resoviaków stolika, a w zasadzie stolików.
-Cześć, Piter! Jednak wróciłeś na stare śmieci?-zaśmiał się Igła. Cała reszta wybuchła śmiechem.
-Wróciłem. Znajdzie się dla mnie trochę miejsca? Mam do was sprawę…-zaczął, a reszta z zaciekawieniem spojrzała na niego, doszukując się w wyrazie jego twarzy podpowiedzi, co może mieć na myśli.
-Jak chcesz nam powiedzieć, że będziesz ojcem, to za późno!-stwierdził Alek, upijając łyk coli.
-Nie, to nie to. Żenię się.-odparł spokojnie. Reszta, z wyjątkiem dziewczyn oraz Miśka i Bartmana, zbierała szczęki z podłogi.
-Chcesz, żebym zawału dostał?-zapytał Kosok, teatralnie kładąc rękę na piersi.
-Ej, panowie, na każdego przychodzi pora. Dajcie mu dokończyć!-odezwał się kapitan.
-A więc…
-Nie zaczyna się zdania od: a więc-wyrwało się Perłowskiemu. Wojtek zgromił go wzrokiem.
-… ja i Beata się pobieramy.
-To zdążyliśmy wydedukować.-wtrącił Grzesiek.
-Brawo Sherlocku. Mogę dokończyć? Świetnie. Pobieramy się jeszcze w tym roku.-wszyscy wytrzeszczyli oczy.-Lepiej… w przyszłym miesiącu!
-Teraz to już serio sobie jaja robisz!-parsknął Buszek.
-No właśnie nie. Dokładnie dwudziestego trzeciego września bieżącego roku zmienię stan cywilny.-wyrecytował Nowakowski.
-Chłopaki, kiedy robimy wieczór kawalerski?-ożywił się Maciek.
-Ty lepiej idź żony pilnuj! Kawaler się znalazł!-wtrącił Kosa.
-Ej, panowie, dajcie spokój. Wieczór kawalerski? Dajcie spokój, nie mam na to czasu! O przepraszam, Beata dzwoni.-odszedł na bok.
-Miesiąc przed ślubem, a ta już go kontroluje!-zaśmiał się Krzysiek, gdy środkowy wrócił na swoje miejsce.
-Co? Nie, daj spokój. Pytała, czy załatwiłem wszystkie sprawy związane z mieszkaniem. I tu mamy problem…
-Nie mów, że nie zapewnili ci mieszkania?!-krzyknął Zibi.
-Nie o to chodzi. Mam do was sprawę…
*

-Ale jestem zmęczona-jęknęła Alka, wchodząc do mieszkania.-To wszystko przez to, że ściągnąłeś mnie z łóżka o piątej trzydzieści! A przecież spokojnie mogliśmy wyjechać dwie godziny później!-marudziła, przemierzając korytarz, którego beżowe ściany, częściowo wyłożone beżowo złotym kamieniem, sprawiały, że całe mieszkanie od razu stawało się bardziej przytulne.-O matko, jak ja wyglądam!-krzyknęła przeglądając się w lustrze szafy, zajmującej prawą ścianę korytarza.
-Alka, nie marudź, wyglądasz jak zwykle świetnie. Nie marudź!
-Zibi, nie denerwuj się, bo zmarszczek dostaniesz.-odparła dziewczyna, niespiesznie zdejmując szare trampki, które rzuciła niedbale na jasną podłogę. Ruszyła w stronę ciemnego salonu. Zapaliła światło, i przyjrzała się po raz drugi grafitowym ścianom, zmierzając w kierunku wielkiego, brązowego narożnika, który zajmował prawie całą powierzchnię salonu. Uwagę przykuwał duży, plazmowy telewizor zawieszony dokładnie naprzeciwko kanapy. Alka położyła się na niej, podkładając pod głowę jedną z pasiastych poduszek.-TAK! Tego było mi trzeba-jęknęła, zasypiając…

****
To już ostatni rozdział przed Świętami, więc życzę wszystkim czytelniczkom wesołych, spędzonych w gronie rodziny, pełnych od siatkówki świąt :)
Niech ten rozdział będzie moim gwiazdkowym prezentem dla was :) POZDRAWIAM :*

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział XXX

-To już ostatnia-ucieszyła się Magda, gdy Misiek wcisnął ostatnią walizkę do mazdy Alki.
-Dobra. To jak się umawiamy?-zapytała Alka, opierając się o maskę lazurowego mitsubishi Kubiaka.
-Ja jadę swoim, Misiek swoim, a Twoim Magda, tak?-blondynka na stwierdzenie Bartmana kiwnęła głową.
-A z kim ja mam jechać?-zapytała Alicja, podchodząc do reszty.
-Tylko u mnie jest miejsce. Spokojnie, już przygotowałem taśmę-zaśmiał się brunet.
-Zbyszek! Nawet mnie nie denerwuj!-krzyknęła dziewczyna, podchodząc do niego z zaciśniętymi w pięści dłoniami.
-Wiedziałem, że taśma się przyda, tylko nie pomyślałem o sznurku.-droczył się dalej brunet.
-Dobra, wsiadajcie już, bo musimy wyjechać z miasta przed największymi korkami.-wtrącił Misiek, wsiadając do swojego samochodu. Reszta poszła w jego ślady.
-OK. nawigacja włączona. Możemy jechać-stwierdził Zibi, wyjeżdżając z parkingu pod blokiem Magdy.
-KURWA! Czy on może się zamknąć?-warknęła Alka piętnaście minut później, wskazując na nawigację.
-Jak chcesz jechać pięć godzin dłużej, to możemy ją wyłączyć.
-No dobra…
-Zibi, nogi mi zdrętwiały!-jęknęła brunetka chwilę po tym, jak minęli tabliczkę Jastrzębie-Zdrój.
-
Daj spokój, jedziemy dopiero od pół godziny-warknął atakujący, wyprzedzając kilka jadących przed nimi samochodów.
-Ej, uważaj! Nie chcę kolejnego wypadku!
-Dasz mi prowadzić?-mruknął zdenerwowany Bartman wracając na odpowiedni pas.
-No, ale…
-Alka, czy ty możesz się zamknąć chociaż no pięć minut?!-wrzasnął.
-Nie krzycz na mnie!-odezwała się kilka minut później, głaszcząc dłonią jego udo.
-Kochanie, musimy się zatrzymać na chwilę… w jakimś motelu, najlepiej.
-Zibi! Tobie tylko jedno w głowie!-zaśmiała się dziewczyna, zaciskając palce na jego kolanie.
-Jak się ma taką seksowną dziewczynę, to trudno, żeby myśleć o łapaniu motylków.
-Niezłe wyczucie czasu-jęknęła Alka, gdy zadzwonił jej telefon.-Beata… No hej, laska. Co tam?
-Chciałam zapytać, czy już wyjechaliście.
-Tak, jesteśmy… ech, jedziemy przez jakąś wieś. Za dwie i pół godziny będziemy na miejscu. A wy?
-Piotrek przyjedzie sam. Jedziemy przez Lublin i ja już tam zostanę.
-Coś się stało?-zdziwiła się brunetka.
-Nie, tylko wiesz… ślub  chcemy wziąć w Lublinie, więc ktoś z nas musi być na miejscu.
-A, OK. Jak chcecie. Jak będziemy na miejscu to zadzwonię, bo mi zasięg ginie. Papa.-krzyknęła i rozłączyła się.-To na czym skończyliśmy?-zapytała chłopaka.
-Właśnie rozglądałem się za jakimś hotelem. Ale ostatecznie może być stacja.
-I co, znalazłeś coś?
-No właśnie, nie. Kurwa, co znowu?-jęknął, gdy zadzwonił telefon. Tym razem była to jego lumia.
-Halo?
-Zibi, możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę skręciłeś w tę wiochę? Przecież teraz mamy dwadzieścia kilometrów więcej do przejechania!-krzyczał do słuchawki przyjmujący.
-Daj mi spokój, hotelu szukam!-warknął Zbyszek.
-Po co ci hotel, dopiero wyjechaliśmy!
-Misiek, rusz tą mózgownicą raz na jakiś czas! Nie zaszkodzi ci to!
-Marnujemy czas, bo ty chcesz zaliczyć!
-To ty marnujesz czas!-zaśmiał się brunet.-Jedźcie przodem, dogonimy was-dodał skręcając na parking małego hoteliku.-BINGO. Swoją drogą fajna nazwa.-stwierdził, wysiadając z samochodu. Ala poszła w jego ślady i chwilę później znaleźli się wynajętym pokoju w hotelu BINGO.

Pół godziny później wrócili na trasę.
-Ej, Zibi, czy to nie jest samochód Miśka?-zapytała dziewczyna, wskazując na mitsubishi zaparkowane na parkingu przy Orlenie.
-Daleko zajechali.-mruknął atakujący.-Możecie ruszać-powiadomił przyjaciela, gdy ten odebrał telefon.
*
-Mogliby zamontować tu windę-stwierdziła Magda, gdy w końcu dotarli na czwarte piętro, gdzie znajdowało się ich mieszkanie.
-Mnie to mówisz? To nie ty dźwigasz te wielkie walizki-jęknął, wyjmując z kieszeni klucz do mieszkania.-Otworzysz?
-Aaa… już nie mogę się doczekać, by je zobaczyć.-krzyknęła, otwierając drzwi. Za nimi ciągnął się, długi, jak na trzypokojowe mieszkanie, korytarz. Jego ściany pomalowano farbą w piaskowym kolorze, który idealnie kontrastował z ciemnobrązowymi panelami, którymi wyłożono podłogę. Gdy blondynka zajrzała za pierwsze drzwi, zobaczyła mały, ale funkcjonalny salon, ze ścianami wyłożonymi białym kamieniem. Podłoga, poza białymi śliskimi płytkami, przykryta była grubym i miękkim białym dywanem. Pod ścianą ustawiona była długa, czekoladowobrązowa szafka, a naprzeciwko niej równie brązowa kanapa i stolik kawowy.-Tu postawimy nasze zdjęcia-westchnęła, wskazując na szafkę.
-Taa… tylko telewizor musimy wymienić na większy.-mruknął siatkarz, wchodząc za nią do pokoju.
-Po co nam większy telewizor? Ten jest idealny.-zaprzeczyła, siadając na kanapie, uprzednio poprawiając kolorowe poduszki, leżące przy oparciu.-Wygodna… ale dość siedzenia. Nasiedziałam się w samochodzie.-Ale świetnie to wygląda-dodała, wchodząc do sypialni. Jedna ze ścian pokryta była białą tapetą ozdobioną brązowo-zielonymi kwiatami, częściowo zasłonięta przez wielkie lustro. Reszta ścian była szara. Pokój był dość wąski, całą jego szerokość zajmowało wielkie małżeńskie łoże wykonane z ciemnego drewna. Na ścianach wisiały trzy, puste jeszcze, ramki na zdjęcia.-Już wiem, co z nimi zrobię-Ucieszyła się, klaszcząc w dłonie. Po jej lewej stronie znajdowała się spora ciemnobrązowa szafa, a po przeciwnej stronie, mała komoda. Z sypialni przeszła do pomieszczenia znajdującego się na końcu korytarza. Okazała się nim być kuchnia. Białe ściany kontrastowały z orzechowymi meblami. Na środku stała mała prostokątna wyspa.-Hmm… szkoda, że nie ma tu żadnego stołu. Moglibyśmy czasem zaprosić kogoś na obiad, a tak… muszę coś wymyślić.
-Madziu, jeszcze się nawet nie rozpakowaliśmy, a ty już myślisz o przyjmowaniu gości?-zaśmiał się Kubiak, który wszedł akurat do mieszkania z kolejnymi walizkami.-I jak ci się tu podoba?
-Jeszcze nie widziałam wszystkiego, ale sama bym tu tak urządziła.-uśmiechnęła się do chłopaka, musnęła ustami jego lekko zarośnięty policzek i wyszła z kuchni. Zajrzała do kolejnego pokoju. Stała w nim dwuosobowa, rozkładana sofa, biurko i wygodny fotel. Nad biurkiem wisiała korkowa tablica i przypięty do niej plakat ze zdjęciem drużyny Resovii.-Od razu widać, że to mieszkanie wynajmuje wasz klub.-zaśmiała się blondynka.-To biurko zajmuje strasznie dużo miejsca, moglibyśmy się go pozbyć.
-Jak skończysz studia, to pogadamy. Prawnik powinien mieć odpowiednie miejsce pracy.-w pokoju pojawiła się wiecznie uśmiechnięta twarz przyjmującego.
-Prawnik… jak uda mi się w ogóle skończyć te studia-mruknęła.
-Ej, trochę więcej entuzjazmu proszę!-w odpowiedzi dziewczyna wyszczerzyła zęby w wymuszonym niby-uśmiechu.-Od razu lepiej. Dobra, idę po resztę rzeczy, a potem jadę na Podpromie. Jeśli chcesz, zabiorę cię ze sobą.
-Dopiero przyjechałeś, a już każą ci trenować? Mogliby wam dać chociaż dzień wolnego.
-Nie, nie jadę na trening. Mam jeszcze kilka świstków do podpisania, no i będę miał okazję spotkać się z kolegami z drużyny. Dlatego pytam, czy chcesz jechać ze mną. Igła nie mógł się doczekać, kiedy cię zobaczy.
-To jak Igle tak zależy, by mnie zobaczyć, to oczywiście, że pójdę-zaśmiała się dziewczyna.
-Miałam nadzieję, że zrobisz to dla mnie… no trudno.-odparł ironicznie Michał i pogwizdując wyszedł z mieszkania.
-Głupek.-skwitowała dziewczyna i kręcąc głową z niedowierzaniem, wyszła na korytarz. Znalazła walizkę ze swoimi rzeczami i przeniosła ją do sypialni. Wyjęła z niej kosmetyczkę, czerwone rurki, kremową tunikę ręczniki i ruszyła do łazienki. Całą ścianę naprzeciw drzwi zajmowało lustro. Pod nim, przy ścianie znajdowała się wąska wanna, wyłożona, podobnie jak cała łazienka, białymi i zielonymi płytkami. Magda odłożyła rzeczy na pralkę i przeglądając się w lustrze, przeczesała włosy palcami. Wzięła krótki prysznic, wysuszyła włosy, zrobiła lekki makijaż i ubrana we wcześniej wybrane rzeczy, wyszła z łazienki.-Już się bałem, że mi uciekłaś-szepnął Misiek, przytulając się do jej pleców.
-Matko, przestraszyłeś mnie-jęknęła, odwracając się.
-Większość mówi do mnie Misiek, a nie „matko”-zaśmiał się szatyn, całując ja krótko.-Możemy jechać?
-Raczej tak. Wezmę tylko torebkę i buty.-odparła i weszła do sypialni…

-Magda?!-krzyknął libero Resovii, gdy tylko dziewczyna przekroczyła próg Sali, na której odbywał się trening. Z prędkością światła znalazł się obok niej, miażdżąc blondynkę w niedźwiedzim uścisku.
-Krzysiu, też się cieszę, że cię widzę, ale błagam, ja chcę żyć-wysapała, wyplątując się z jego uścisku. Ignaczak udał obrażoną minę.
-Gdzie zgubiłaś Miśka?
-Po co mi Misiek? Przyszłam do was.-odparła, uderzając go pięścią w tors.
-No i to mi się podoba. Chłopaki, to jest Magda, dziewczyna Michała!-krzyknął tak głośno, by wszyscy usłyszeli.
-Ej, Krzysiu, to ja chciałem ją przedstawić!-mruknął Kubiak, pojawiając się obok nich. Zrobiło się wokół nich małe zbiorowisko, bo wszyscy chcieli przywitać nowego kolegę i jego towarzyszkę.
-Czołem, panowie!-krzyknął Zbyszek, wchodząc na halę razem z Alicją. Igła automatycznie znalazł się obok nich, ale pamiętając o wypadku Alki, przywitał ją podając rękę i mierzwiąc starannie ułożone włosy, co skomentowała głośnym krzykiem.
-Igła, jak jeszcze raz mnie tkniesz, to nie ręczę za siebie!-po czym parsknęła śmiechem, a wraz z nią wszyscy, oprócz zszokowanego Igły.
-Jeszcze się odegram.-mruknął libero.-A gdzie Piter? Nie mogę się doczekać, by poznać tę jego dziewczynę.
-Piotrek się spóźni, bo byli z Beatą u jego rodziców, a teraz z tego co wiem jadą przez Lublin, bo Beata ma tam coś do załatwienia.-wtrącił Kosa, pojawiając się za plecami Ignaczaka.
-Chłopaki! Wracać do roboty! Nie mogę wyjść z hali nawet na pięć minut?-w sali rozległ się krzyk Andrzeja Kowala.
-Trenerze, witamy nowych kolegów!-bronili się Kosok z Ignaczakiem. Reszta chłopaków pospiesznie wróciła do zajęć.
-O, przepraszam, nie wiedziałem, że już dziś się pojawicie.-stwierdził Andrzej, podchodząc bliżej.-Cieszę się, że dołączyliście do naszego zespołu. Zwłaszcza, że Jochen i Nicola nie będą mogli grać przez dobrych kilka miesięcy. Piter też już dotarł? Zdziwiło mnie, że zdecydował się tu wrócić. Wydawało mi się, że zależało mu na zmianie klubu.
-Miał prywatne problemy.-wzruszył ramionami Zibi.-Ale dotarły za nim do Jastrzębia, więc uznał, że woli grać tu, niż tam. Z resztą, sam go trener zapyta, jak przyjedzie.
-Zostaniecie na treningu?-zapytał Igła, gdy trener się oddalił
-Jasne.-odparły dziewczyny z entuzjazmem.
-Świetnie! Po treningu idziemy na pizzę!-krzyknął uradowany Igła. Dopiero zmrużone oczy trenera uświadomiły mu, co powiedział.-Upsss…
-IGŁA, ja ci dam pizzę! Jutro nie będziesz mógł się ruszyć!-krzyknął Kowal, a cała reszta, wraz z Marcinem Ogonowskim, który właśnie wszedł na salę, wybuchła śmiechem…

Zgodnie z obietnicą, ten rozdział jest dużo dłuższy od poprzedniego :)  Muszę przyznać, ze ten rozdział nawet mi się podoba, chociaż trochę mało się działo :)  Następny będzie lepszy... tak mi się wydaje :) Pojawi się ZA TYDZIEŃ!!
POZDRAWIAM :*

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział XXIX

-Zibi, chodź tu szybko!-krzyknęła urzędująca w pokoju Beaty brunetka.
-Znowu coś zepsułaś?-zadrwił atakujący, zaglądając do pokoju.
-Nie mogę zapiąć tej walizki. Pomóż mi.
-I ty mówisz, że to ja mam dużo ciuchów.
-Tutaj są jej ciuchy, ulubione książki, notatki z zajęć na uczelni, trzy albumy ze zdjęciami z liceum, kosmetyki.
-No bo oczywiście nie mogłaś tego spakować do tamtej torby, tylko wcisnęłaś na chama do walizki? Kobiety.-mruknął, zapinając suwak.
-Dzięki. Przynieś z mojego pokoju jeszcze trzy kartony i to będzie koniec.
-Taa… koniec! Chciałoby się! Ja to jeszcze muszę znieść do samochodu i jakoś to tam zmieścić. Widziałaś, ile tego jest?
-A nie możesz poprosić Miśka, albo innego pseudosiłacza z klubu?-warknęła, siadając na łóżku.
-OK. Masz jeszcze jakieś życzenia?-zironizował.
-Zibi, ruszaj się! Nie mamy całego dnia!
*
-Tato, babciu, to moja narzeczona, Beata. Mamo, kochanie, wy się już poznałyście.-przedstawił szatynkę Piotrek. Dziewczyna wciąż czuła lekki stres, jednak z każdą chwilą coraz bardziej się uspokajała. Rodzina siatkarza okazała się być dokładnym odwzorowaniem jej własnej rodziny. Z miejsca ją zaakceptowali i już pięć minut później traktowali ją jak własną córkę, tudzież wnuczkę.-Mamo, tato, babciu. Pobieramy się.
-Tego akurat domyśliliśmy się, gdy nazwałeś Beatkę swoją narzeczoną.-wtrąciła jego babcia.
-W to nie wątpię. Chodzi bardziej o to, że chcemy wziąć ślub szybko. Nawet bardzo szybko.
-Ale chyba nie jutro, co?-zaśmiał się ojciec Piotrka.
-Nie, aż tak nam się nie spieszy. Za miesiąc. Dokładnie 23 września.-ogłosił w końcu blondyn.
-Synku, nawet nie wiesz, jak się cieszę!-wykrzyknęła pani Ola, przytulając swojego syna, a następnie przyszłą synową.-A jesteście pewni, że uda wam się wszystko załatwić do tego czasu?-upewniła się.
-Mamo, nie wierzysz w mój urok osobisty?-zaśmiał się środkowy, poruszając brwiami w taki „pitowy” sposób.
-Wierzę, wierzę, tylko nie wiem, co zdziałasz tym urokiem kiedy pójdziesz prosić o udzielenie ślubu do księdza.
-Nie bój się, poradzę sobie.-zapewnił rodzicielkę.-A wy? Nic nie powiecie?-zapytał tatę i babcię.
-A co mam powiedzieć? Mój ukochany wnuczek się żeni. I teraz w ogóle nie będziesz miał czasu, żeby mnie odwiedzić!-stwierdziła oburzona, po czym, ku zdziwieniu całej reszty wybuchła śmiechem.-No co? To babcia już nie może pożartować?
-I za to cię kocham, babciu-stwierdził Piotrek, przytulając się do kobiety.-No i jeszcze za te pierogi z truskawkami.-dodał z uśmiechem, kiedy odsunął się od niej na tyle daleko, by nie dostać po głowie.
-Synu… jestem z ciebie dumny. Sam nie wiem, jak ja zachowałbym się w takiej chwili.-Tata Pita zamknął go w niedźwiedzim uścisku, a na koniec wytargał za włosy. Przytulił również Beatę, stwierdzając, że nie mógłby wymarzyć sobie lepszej synowej.
*
Dzwonek do drzwi przerwał blondynce błogą chwilę relaksu. Odstawiła filiżankę kawy na stolik i podeszła do drzwi, by otworzyć. Uchyliła je i zamaszystym ruchem chciała je z powrotem zamknąć, jednak Kubiak jej to uniemożliwił, blokując je swoją wielką stopą.
-Wpuść mnie! Musimy porozmawiać!-wrzasnął Michał, próbując wcisnąć się do mieszkania.
-Nie mamy o czym rozmawiać! Wynoś się!-przyjmujący pchnął drzwi i odsuwając blondynkę wszedł do mieszkania.-Powiedziałam, wynoś się!-ryknęła dziewczyna, rzucając w intruza pierwszym co wpadło jej w rękę.
-Szkoda tego wazonu.-stwierdził szatyn, uchylając się przed pociskiem.
-Wypierdalaj!-powtórzyła ciskając w niego butem.
-Madzia… wyjdź za mnie.-szepnął siatkarz.
-Nie, to ty masz wyjść!-sprzeciwiła się dziewczyna.-Zaraz, CO TY ODWALASZ?-zapytała, gdy Kubiak padł na kolana.
-Magda, ja mówię serio. Wyjdź za mnie. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Zostaniesz moją żoną?-powtórzył pytanie.
-Pod warunkiem, że już nigdy mnie nie zdradzisz.
-Madzia… dziękuję.
-OBIECAJ!
-Obiecuję, że nigdy cię nie zdradzę.-przyrzekł, podchodząc do niej.-Jesteś jedyną kobietą, z którą mógłbym być.-wyszeptał, zamykając jej otwierające się usta pocałunkiem…
*


-Wreszcie wolność…-westchnęła Alka, opuszczając gabinet lekarza.-W końcu zdjęli mi tę zbroję.
-No. Nareszcie. I nie muszę cię już nosić po schodach.-zaśmiał się Zibi, zarzucając ramię na jej szyję.
-To, że zdjęli mi gips nie znaczy, że mogę robić za twój wieszak!-warknęła dziewczyna, zrzucając jego rękę.
-Ej, nie obrażaj się!
-Psecies się nie oblazam. Co ja, psedskolak?-zaśmiała się.-Dawaj kluczyki.
-Co?
-No, ja prowadzę. W końcu mogę.-odparła, wyciągając rękę w stronę atakującego.
-O rany… zaczyna się.
-Kochanie, przyzwyczajaj się. Nie myśl, że zawsze to ty będziesz prowadził.
-Ta… chciałabyś-mruknął sam do siebie.
-Słyszałam! No już, dawaj te kluczyki! Chyba ci się spieszyło! I nie marudź, bo będziesz biegł za samochodem!-zagroziła, zatrzymując się koło swojej mazdy.
-Dobra, trzymaj-jęknął, podając jej upragnione kluczyki. Alka wsiadła do samochodu i zamknęła zamki.
-No, ej!
-Przecież chciałeś się przebiec-zaśmiała się, ruszając.
-ALA! Nie rób sobie jaj!-wrzasnął za oddalającym się samochodem. Ruszył biegiem za autem, gdy Alka zatrzymała go przy wyjeździe z parkingu.
-Jesteś okropna!-jęknął, wsiadając na miejsce pasażera.
-Wiem-zaśmiała się i ruszyła w stronę osiedla, na którym mieszkali…


Ostatni rozdział (podobno) był krótki, a ten wyszedł jeszcze krótszy :/
Obiecuję, że następny będzie znacznie dłuższy :) i na pewno pojawi się za tydzień :)
Pozdrawiam :*

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział XXVIII


-Wstawaj, śpiochu, pora brać się do roboty.-Alkę obudził radosny okrzyk bruneta, który zaledwie ułamek sekundy później wparował do sypialni.
-Zibi, daj spokój, jest środek nocy! Normalni ludzie o tej porze jeszcze śpią!
-No, już. Wstawaj. Jest za dwadzieścia jedenasta, ja już dawno jestem na nogach.
-Ty zdecydowanie nie jesteś normalny.-jęknęła, podnosząc się z łóżka, jednak wciąż nie otwierała oczu.-KAAWYY…-dodała, wyciągając rękę przed siebie.
-Tylko się nie zalej. Już mi wystarczą twoje połamane żebra.-zaśmiał się, wciskając jej w dłoń kubek.
-Cholera, a już miałam nadzieję na dodatkowe pięć minut snu.-warknęła, zawiedziona, patrząc na Bartmana nienawidzącym wzrokiem.
-Nie ma tak lekko. A wiesz, że nasz Misiek nie wrócił na noc? Chyba się pogodzili.
-Serio? Super! Miałam dość tych ich lamentów. O chyba papużka wróciła do domu.-do mieszkania wbiegł właśnie wyżej wymieniony, i nie zaszczycając ich nawet krótkim wzrokiem, z trzaskiem zamykając drzwi od swojego pokoju.
-A ten co odpierdziela? Ej, Michał przyszedłbyś się pochwalić, jak ci poszła rozmowa z twoją małą blondyneczką!-krzyknął za nim Zbyszek. Odpowiedział mu tylko głośny huk dochodzący z pokoju szatyna.-To było… dziwne.-dodał, wychodząc na korytarz.-Te, Kubiak żyjesz?-rzucił, otwierając drzwi. Szafa leżała roztrzaskana na podłodze, a przyjmujący właśnie przymierzał się do przewrócenia dość masywnego biurka.-Ej, Michał. Co te biedne meble ci zrobiły?-próbował obrócić sytuację w żart, ale kiedy przyjmujący zmroził go wzrokiem, odpuścił.
-No, kurwa. To wszystko przez tą rudą szmatę!
-Misiek, coś ty wczoraj odjebał?-jęknął Zbyszek, siadając na łóżku przyjaciela.
-No bo, zanim poszedłem do Magdy zaszedłem do baru, i… no, wypiłem za dużo. I wtedy przyczepiła się do mnie taka ruda… nawet nie wiem kiedy zaczęła się do mnie przystawiać, no i…
-PRZESPAŁEŚ SIĘ Z NIĄ?
-Gorzej.
-Co może być gorszego?
-To.-odparł, pokazując mu zdjęcie jego i Agaty.-Magda zobaczyła je rano. Ta ruda to jej starsza siostra.
-Magda ma siostrę?-zapytał zszokowany Bartman, wytrzeszczając oczy.
-No, też byłem zaskoczony. W każdym bądź razie, teraz to już na pewno koniec. Mada powiedziała, że gdyby tylko o Sandrę chodziło, to by mi wybaczyła, bo to moja kuzynka, ale tego mi już nie wybaczy…
-Chłopaki… mamy problem!-do sypialni Kubiaka wparowała Alka.-MOI RODZICE… PRZYJECHALI!
-Gdzie?! Tutaj?!-oczy bruneta powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek.
-No raczej. Stoją pod moją klatką! Cholera, gorszego momentu to chyba nie mogli sobie wybrać.
-Zibi pakuj się w garnitur. Teściowie przyjechali. Albo lepiej nie. Załóż od razu czarny worek na zwłoki. Jak jej ojciec się dowie, z kim jest jego córka… może się to źle skończyć-zaśmiał się Michał.
-Misiek, to nie jest zabawne! Muszę tam iść. I to już! A ty.-tu wskazała Zbyszka-idziesz ze mną. No już!-warknęła, kiedy otworzył usta, by zaprotestować.
-Yy… muszę?
-Tak, musisz! Chyba nie wyobrażasz sobie, że zejdę na dół sama.
-Cholera, zapomniałem. Dobra, chodź. Miejmy to za sobą.-jęknął Bartman, biorąc dziewczynę na ręce…
*
-Jedźmy prosto do Rzeszowa, proszę.-jęknęła Beata, wsiadając do samochodu narzeczonego. Wybierali się właśnie do Żyrardowa, na spotkanie z rodzicami Piotrka.
-Ej, spokojnie, moi rodzice nie gryzą. Przecież poznałaś już moją mamę. Była tobą zachwycona. Zobaczysz, będzie dobrze. Moja rodzina cię pokocha. Jak ja.-uspokajał dziewczyną blondyn, nie  odrywając wzroku od jezdni.
-Mam nadzieję. Ale mi się cholernie ręce trzęsą-zauważyła, zaciskając dłonie na kolanach.
-Jesteś piękna, mądra i wygadana. Ja cię kocham, więc oni też cię pokochają. Od początku nam kibicowali. Nie mogą się już doczekać, by cię poznać. Zwłaszcza babcia.
-Nie stresuj mnie jeszcze bardziej.
-Teraz wiesz, co czułem kiedy jechałem tu z lotniska.-stwierdził, zatrzymując samochód przed skrzyżowaniem. Od wyjazdu z miasta dzieliło ich zaledwie kilkaset metrów. Zielona światło, czarne audi Pita powoli się rozpędzało, a z drugi po lewej wystrzelił inny samochód prowadzony przez wyraźnie pijanego kierowcę. Nowakowski w ostatniej chwili skręcił kierownicę, unikając zderzenia.-Nic ci nie jest?-zapytał szatynkę, zatrzymując auto na poboczu.
-Nie… ale mi serce wali. Idź, zobacz, czy wszystko z nim w porządku.-zasugerowała, i otwierając drzwi wysiadła, by zaczerpnąć powietrza. Blondyn nie odstępował jej na krok. Nadspodziewanie szybko na miejscu pojawiła się policja.
-Nic państwu nie jest?-zapytała rudowłosa policjantka, podchodząc do nich. Oboje pokręcili głowami.-Ten mężczyzna nie zatrzymał się do kontroli. Goniliśmy go, ale dopiero teraz się to udało. Sierżant Adrianna Masłowska.-przedstawiła się, pokazując im legitymację.-Będę potrzebowała pańskich zeznań. Czy pani na pewno dobrze się czuje? Nie wygląda pani najlepiej.-upewniła się. Piotrek, słysząc to automatycznie pojawił się tuż obok, pomagając jej wsiąść do samochodu.
-Kochanie, na pewno wszystko OK?
-T-tak.-szepnęła, opierając głowę na zagłówku. Z torebki leżącej obok niej wyjęła butelkę wody.-Dam sobie radę.-dodała.-Idź, złóż te zeznania, ja poczekam.-Środkowy niepewnie ruszył za policjantką do radiowozu i odpowiedział na wszystkie jej pytania, a kierowca, który nieomal spowodował wypadek został przewieziony na izbę wytrzeźwień.
W końcu po kilkudziesięciu minutach Piotrek i Beata mogli odjechać.
-Jedziemy do szpitala-stwierdził nie znoszącym sprzeciwu tonem siatkarz.
-Po co? Już mi lepiej.
-Nie denerwuj mnie, dobrze?! Nie pozwolę, żeby coś się wam stało!
-Ale naprawdę wszystko jest OK.
-Teraz! A za piętnaście minut zemdlejesz gdzieś w szczerym polu i co ja wtedy zrobię? Wolę mieć pewność, że nic wam nie grozi.
-Spokojnie, Piotruś, nic mi nie będzie-Nowakowski jednak jej nie słuchał. Kilka minut później zatrzymał samochód na parkingu pod szpitalem i wprowadził szatynkę na izbę przyjęć.
-Przepraszam! Moja narzeczona jest w ciąży, a przed chwilą doszło do dość stresującej sytuacji i chciałbym się upewnić, że nic ani jej ani dzieciom nic nie grozi.-wytłumaczył gorączkowo pierwszej spotkanej pielęgniarce.
-Dobrze, proszę wejść do gabinetu na końcu korytarza i czekać. Niedługo przyjdzie lekarz.-kobieta oddaliła się, a siatkarz zaprowadził narzeczoną do wskazanego pomieszczenia.
-Piotrek, mi naprawdę nic nie jest. Nie wiem o co tyle krzyku.-denerwowała się Beata.
-Może i tak, ale będę spokojniejszy, kiedy zrobisz podstawowe badania.-odparł, wyglądając przez okno.
-Dzień dobry. Wołano mnie do ciężarnej, a tu widzę maksymalnie trzeci miesiąc.-do gabinetu wszedł lekarz, a zaraz za nim pojawiła się ta sama pielęgniarka, którą spotkali na korytarzu.
-Konkretnie druga połowa drugiego. Ale narzeczona już dwukrotnie zdążyła wylądować w szpitalu, wolałbym dmuchać na zimne.
-Rozumiem. Pani Agnieszko, zmierzymy pacjentce ciśnienie i zrobimy USG, żeby mieć pewność, że nic się nie dzieje. A pana poproszę o dane narzeczonej.
-Tutaj jest wszystko.-odparł Piotrek, podając lekarzowi teczkę z dokumentami.
-Widzę, pan już przygotowany.-zaśmiał się lekarz.
-Nie miałem wyboru.
-Beata Mróz… córka Marka?-Piter kiwnął głową.-Chodziłem z twoim ojcem do podstawówki-poinformował dziewczynę.-Jastrzębie-Zdrój? Aż tam cię wywiało?
-Takie życie. Wyjechałam na studia, a zaszłam w ciążę.
-Ciśnienie w normie, panie doktorze.-poinformowała pielęgniarka i żegnając się wyszła z gabinetu.
-W takim razie zapraszam na USG.
-To będą bliźniaki, wiedzieliście?-oboje kiwnęli głowami.-Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Dzieci rozwijają się prawidłowo, ale na przyszłość radzę unikać stresów, bo może się to źle skończyć.
-To nie będzie łatwe, bo planujemy ślub.-wtrącił Piotrek, wstając z krzesła, by pomóc wstać narzeczonej.-Ale obiecuję ją pilnować.-dodał i żegnając się z lekarzem.
- Dobrze, że pan zareagował, bo biorąc pod uwagę pani dwie wizyty w szpitalu, mogło się to skończyć tragicznie.-chwilę później narzeczeni opuścili gabinet.
-Tylko mi nie ów, że miałeś rację.-mruknęła Beata, wsiadając do samochodu.
-Nie zamierzałem. Przecież ty to wiesz. To co? Do Żyrardowa czy do Rzeszowa?
-Jedziemy do twoich rodziców. Nic gorszego niż kolejna wizyta w szpitalu mnie nie spotka, a jak powiesz rodzicom, że mieliśmy wypadek to dopiero się zacznie.-stwierdziła dziewczyna, a Nowakowski zgodnie z jej decyzją ruszył w stronę rodzinnego miasta.
            *         
-Czemu mnie nie uprzedziliście, że przyjeżdżacie?-zapytała swoich rodziców Alka, wpuszczając ich do mieszkania.
-Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę. Jak się czujesz? Co mówią lekarze? Jak długo masz być w gipsie?-ojciec zasypał ją pytaniami.
-Tak, tato, wiem, że nie wierzysz w umiejętności innych lekarzy, ale naprawdę wszystko jest OK. A gips mają mi zdjąć za dwa-trzy dni. Kości szybko się zrosły. No, nieważne. O, przepraszam. Mamo, tato, to mój chłopak, Zbyszek. Zibi, poznaj moich rodziców.-Bartman sztywno uścisnął rękę panu Adamowi, i ucałował dłoń jego żony.
-Przeszkodziliśmy wam w czymś? Wyjeżdżacie dokądś?-zapytała pani Agnieszka, wskazując na walizki stojące w pokoju dziewczyny.
-Yy, nie. Przeprowadzamy się. Zbyszek dostał propozycję gry w Resovii. A jakim cudem wyrwaliście się z Lublina. Mamo, czyżbyś w końcu zakończyła tą sprawę?
-A tak. W końcu udało nam się skazać tego mordercę.
-Zibi, mógłbyś zrobić jakąś kawę, czy coś?-zapytała chłopaka Alicja. Atakujący ruszył w stronę kuchni, z której chwilę później dotarł do salonu dźwięk tłuczonego szkła.
-Kurwa!
-Bartman do jasnej cholery, coś ty znowu zrobił?-krzyknęła brunetka, idąc do kuchni. Siatkarz zbierał z podłogi  kawałki potłuczonego słoika.-Zbiłeś słoik z kawą? No pięknie. Może być herbata? Bo ta sierota zbiła słoik z kawą!-krzyknęła w stronę salonu, w którym siedzieli rodzice.
Po kilku godzinach rozmowy Alka zaprowadziła rodziców do swojego pokoju, gdzie mieli spędzić noc. Zibi poszedł do siebie a Alka położyła się w pokoju Beaty. Rano jej rodzice wyszli z domu zanim jeszcze Alka się obudziła…
*
-Agata? Możemy się spotkać? Musimy pogadać!-Stwierdziła Magda, gdy jej siostra odebrała telefon.
-Czego chcesz? Nie rozmawiałyśmy od kilku lat, skąd nagle pomysł, że chcę z tobą rozmawiać?
-Musimy pogadać. Będę czekać za godzinę w tej kawiarni co zawsze.-odparła i rozłączyła się. Założyła czarne rurki, jeansową koszulę i niebieskie vansy. Wzięła torebkę i okulary przeciwsłoneczne i wyszła z mieszkania.
Do kawiarni dotarła dwadzieścia minut później. Usiadła przy stoliku tuż przy drzwiach i czekała na siostrę. Ta pojawiła się niedługo potem.
-Cieszę się, że przyszłaś.-odezwała się, gdy rudowłosa dziewczyna usiadła naprzeciw niej.
-Czego chcesz? Tylko szybko, bo się spieszę.-zbyła ją Agata.
-Nie zamierzam tego przedłużać. Powiedz mi, jak mogłaś? Wiedziałaś, że jestem z Miśkiem, więc dlaczego z nim flirtowałaś? Wykorzystałaś fakt, że był pijany, tylko nie rozumiem, po co? Chciałaś się zemścić? Na kim? Na mnie?
-Nawet nie wiesz, jakie to było przyjemne, zwłaszcza, że wiedziałam, że to cię zaboli. Zniszczyłam twoja życie, tak jak ty niszczyłaś moje. Zawsze byłaś tą mądrzejszą, ładniejszą, popularniejszą. Miałaś każdego na skinienie palcem, a na mnie żaden nawet nie spojrzał. Wiesz, jak się czułam, kiedy sprowadzałaś do domu wciąż nowych facetów?
-To nie była moja wina. Zawsze lekceważyłaś wszystko i wszystkich. Nie miałaś do nikogo szacunku, a wszystkich znajomych traktowałaś jak zabawki i widzieli to wszyscy, oprócz naszych rodziców. W ich oczach to zawsze ty byłaś idealną córeczką, tą kochaną, cudowną. Ja byłam nikim. Mnie traktowali jak niepotrzebny balast. To dopiero bolało. Ale nie poddałam się i nigdy nie zrobiłabym ci czegoś takiego. Nie jestem taką szmatą jak ty.
-Och, tak… od kiedy ty taka święta jesteś? Myślisz, że nie pamiętam, jak wyśmiewałaś się ze mnie razem ze swoimi znajomymi? Bo co, bo jestem ruda?

-Nie, no nigdy bym nie pomyślała, że wyciągniesz coś takiego! To jest normalne, że żartuje się ze swojego rodzeństwa! Ty o tym nie wiesz, bo nigdy nie miałaś normalnych znajomych! Wszyscy, którzy próbowali się do ciebie zbliżyć lecieli tylko na to, że rodzice byli w stanie zapłacić za wszystkie twoje zachcianki! Zależało im tylko na kasie, dlatego tak szybko się zmywali, bo pomiatałaś nimi jak służącymi! A to wszystko jest wyłącznie twoja wina! Wiesz, Agata, żal mi cię-zakończyła i wyszła z kawiarni.



Wróciłam!!!
Ktoś tu jeszcze zagląda?? Odezwijcie się!!
Niedługo pojawi się nowa notka, a do epilogu coraz bliżej :) trochę szkoda, bo to opowiadanie miało być dużo dłuższe, ale nie wyszło :)

czwartek, 17 października 2013

Zawieszam

Niestety, muszę zawiesić tego bloga na czas bliżej nieokreślony. Na pewno tu wrócę, mam mnóstwo pomysłów, ale brakuje mi czasu, by je zrealizować. Postaram się nadrobić zaległości możliwie najszybciej, jednak niczego nie mogę w tej chwili obiecać.
Pozdrawiam :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział XXVII


-Ech… mam już dość udzielania nieodpłatnych porad „przedmałżeńskich”-jęknęła Alka, wchodząc do pokoju Bartmana.-O CHOLERA! Tornado tędy przeszło?-wykrzyknęła podsumowując bałagan panujący w pokoju bruneta. Jego ubrania leżały wszędzie: na łóżku, podłodze, fotelu, stoliku, biurku, a nawet… na żyrandolu!-Zibi?-wybuchła, widząc podnoszącą się spod łóżka górę ubrań. Wyłoniła się spod niej twarz jej chłopaka.
-No co?-wzruszył ramionami-Telefonu szukałem-odparł, podnosząc do góry rękę w której ściskał swojego Iphone’a.
-I dlatego zrobiłeś tu taki burdel? No tak… przecież rozmawiam z samym panem Bartmanem, największym kobieciarzem reprezentacji Polski siatkarzy. Dla ciebie burdel to naturalne środowisko życia.-stwierdziła, wychodząc z pokoju.-jak to już ogarniesz, to przyjdź do salonu.-dodała, ale Zbyszek już jej nie słuchał, rozmawiając z kimś przez telefon.
-Dzwonił Pit. Jadą z Beatą do Żyrardowa. Piotrek chce w końcu oficjalnie przedstawić ją rodzicom. Najprawdopodobniej nie zdążą  już wrócić do Jastrzębia, żeby się spakować i prosili, żebyśmy zabrali ich rzeczy do Rzeszowa.
-Jeśli chodzi o Beatę, to nie ma problemu. W końcu mieszkamy razem, ale Piter? Jak my niby mamy się dostać do jego mieszkania?-w odpowiedzi Zbyszek wyjął z kieszeni pęk kluczy zawieszonych na breloczku z literą „P”.-Cichy dał nam jeden komplet po pierwszej imprezie po jego przyjeździe. Wiesz, tak na wszelki wypadek…
-No, spoko. Tylko jak my to mamy pomieścić? No bo chyba nie w twoim samochodzie?
-Michał ma u siebie sporo miejsca, no i jeszcze jest twoja mazda…
-Że niby jak ja mam nią jechać do Rzeszowa? W tym?-warknęła, wskazując gips.
-No chyba nie zamierzasz jej tu zostawić? Magda też ma prawko podobno. Może jechać twoim… w końcu trzeba ją jakoś tam dostarczyć, a ja nie mam czasu, żeby jeździć w tę i z powrotem.
-OK. niech tak będzie. Sprężaj się z tym pakowaniem, jeśli mamy jeszcze spakować rzeczy Beaty i Piotrka.
-Pit podobno jeszcze się nie rozpakował. To znaczy nie do końca. Nie będzie problemu z jego rzeczami. Dobra, idę do siebie.-poinformował ją, wychodząc z salonu.-A, na Polsacie jest podobno jakaś fajna komedia.-dodał, wychylając się zza drzwi.
-Idź już, bo nigdy nie skończysz!-warknęła, rzucając w niego poduszką.
*
-Cholera, kogo niesie o trzeciej nad ranem!-ryknęła wściekła blondynka, snując się przez mieszkanie kierując się do drzwi.-MISIEK? CO TY TU DO CHOLERY ROBISZ? NIE DOTARŁO DO CIEBIE, JAK MÓWIŁAM, ŻE NIE CHCĘ MIEĆ Z TOBĄ NIC WSPÓLNEGO?-krzyczała, nim zorientowała się, że Kubiak jest kompletnie pijany.
-Madziu… kochanie… ja… prze… przepraszam. To… to nie tak… jak myślisz…-jąkał się próbując utrzymać się na nogach. Dziewczyna podtrzymała go, gdy się zachwiał i wprowadziła go do mieszkania.-Kocham cię. Tak bardzo cię kocham-powtarzał, podczas gdy Magda prowadziła go w stronę swojej sypialni. Pomogła mu położyć się na łóżku, zdejmując jego ciężką rękę ze swoich ramion.-Madzia, ja naprawdę nic nie zrobiłem. Sandra… to moja kuzynka. Nie kocham jej. Kocham ciebie…
-Ćśś… nic nie mów.
-Ale Madzia!-bronił się przyjmujący.
-Śpij, rano mi wszystko wytłumaczysz.
-Tak… rano-wymruczał i zasnął. Magda nie była w stanie położyć się obok niego. Usiadła na fotelu stojącym przy oknie i wpatrując się w ruchliwą ulicę miasta. Podciągnęła kolana pod brodę, przykrywając się kocem. Usłyszała, jak przez sen szatyn powtarza jej imię. Chwilę później zasnęła…
*
Po drugiej stronie kraju, w Lublinie trzecia z dziewczyn nie mogła zasnąć, obawiają się spotkania z rodzicami narzeczonego. Po kolejnej bezsennej godzinie, nie chcąc budzić Piotrka, wstała z łóżku. Najciszej jak umiała, ruszyła po omacku w stronę drzwi prowadzących na balkon. Wyszła na chłodne nocne powietrze i opierając się o barierkę wpatrywała się w gwiazdy. Jej ciało drżało w chłodnym wietrze i Beata żałowała, że nie założyła nic na koszulkę blondyna, która zastępowała jej piżamę. Nie chciała wracać do pokoju, by nie obudzić Nowakowskiego. Położyła dłoń na brzuchu. Uśmiechnęła się na myśl, że zaledwie kilka centymetrów pod skórą znajdują się dwa maleńkie ziarenka. Jej dzieci. ICH dzieci. Jej i Piotrka. Wynik jednej, zbyt szalonej nocy, która zakończyła się w łóżku blondyna. WPADKA, jak określała to na początku, teraz wydawała jej się największym prezentem od losu. Opuściła wzrok na dłoń zaciskającą się na barierce. Na jej serdecznym palcu lśnił pierścionek zaręczynowy. Przeszło jej przez myśl, że środkowy dał jej go tylko ze względu na dzieci. Odgoniła tę myśl, jednak wciąż powracało do niej przeświadczenie, że środkowemu na niej nie zależy. Podskoczyła przerażona, gdy usłyszała kroki za plecami.
-Nie powinnaś wychodzić na balkon w takim stroju.-odezwał się środkowy, podchodząc do narzeczonej. Otulił jej ramiona grubym szlafrokiem i odwrócił ją w swoją stronę.-Hej, mała. Coś się stało? Czemu płaczesz?-zapytał spanikowany. Beata przetarła policzek wierzchem dłoni. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z łez spływających po jej twarzy.
-To… to nic takiego.-próbowała go zbyć. Siatkarz był jednak nieugięty.-Piotruś, naprawdę wszystko jest w porządku. Po prostu… jestem trochę nerwowa. Wiesz, hormony i te sprawy…
-Przecież widzę, że kłamiesz. Jeśli nie chcesz, to nie mów. Chodźmy do środka, jesteś przemarznięta.-objął ją w pasie i poprowadził do pokoju.-Powiesz mi, o co chodzi?-spytał szeptem, kiedy leżeli w łóżku, wtuleni w siebie.-Ale tym razem naprawdę.
-Piotrek… bo ja… powiedz mi, dlaczego chcesz się ze mną ożenić?-odpowiedziała pytaniem, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Co? Hej, skąd to pytanie?-spytał, przytulając się do jej placów.
-Czy… czy chodzi ci tylko o to, że jestem z tobą w ciąży?-w oczach szatynki znów zalśniły łzy.
-NIE! Kochanie, oczywiście, że nie. Przecież wiesz, że nie jestem taki. Nie poprosiłbym cię o rękę, gdybym cię nie kochał. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy, co?
-Ja… ja nie wiem. Jestem głupia-odparła i odwracając się do niego, wtuliła się w jego ramiona.
-Nie jesteś głupia. To normalne, że przyszło ci to do głowy, biorąc pod uwagę okoliczności, ale ja chcę wziąć z tobą ślub tylko dlatego, że cię kocham. KOCHAM.-szeptał, gładząc jej włosy. Kilka minut później szatynka zasnęła w jego ramionach…
*
Kiedy Magda obudziła się rano, z trudem rozprostowując zdrętwiałe ciało, Michał też już nie spał. Wpatrywał się w dziewczynę, próbując zrozumieć, co robi w jej łóżku. Przed oczami przesuwały mu się pojedyncze obrazy. Rozmowa z Alą poprzedniego dnia. Kolorowe światła dyskoteki. Rudowłosa dziewczyna, kręcąca się gdzieś obok. Mina Magdy, kiedy zobaczyła go przed drzwiami. „Zaraz… co to za laska” zapytał w myślach wracając do rudej. „Cholera, czy ja coś z nią? O nie… nie mógłbym… Boże, Magda!” usiadł dość gwałtownie na łóżku. Zabolało.
-Kurwa, mój łeb…-jęknął, podpierając głową rękami.
-Misiek… czemu to zrobiłeś?-zapytała blondynka, siadając obok niego. Podała mu butelkę wody
, którą momentalnie opróżnił.
-Co zrobiłem? Chodzi ci o Sandrę?
-Słyszałam już kilka razy o tobie i Sandrze. Zastanawiam się tylko po jaką cholerę poszedłeś się schlać?
-Nie miałem tego w planach, tak jakoś samo wyszło… chciałem wypić tylko jednego. Wiesz, ”na odwagę”. I tak jakoś wyszło, że wypiłem za dużo. Przepraszam, to nie miało tak wyglądać. Miałem przyjść i w razie czego błagać na kolanach o przebaczenie… i pewnie prawie wylądowałem na kolanach… tyle że z innego powodu.-zaśmiał się, a później skrzywił się z bólu. Magda wyszła z pokoju. Misiek przestraszyła się, że dziewczyna nie chce z nim dłużej rozmawiać, jednak wróciła chwilę później niosąc mu butelkę wody i opakowanie tabletek przeciwbólowych.
-Jak to wypijesz, to przyjdź do kuchni. Zrobię nam kawę.-odezwała się, podając mu butelkę i kładąc tabletki na szafce nocnej.
-Jesteś cudowna…-mruknął Misiek, patrząc jak blondynka wychodzi.

-Michał, do jasnej cholery, powiedz, że to jakiś żart!-wrzasnęła siedząca w kuchni Magda. Zaskoczony przyjmujący ruszył w tamtym kierunku. Obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem, a blondynka wskazała na ekran laptopa. Ze zdjęcia, które się na nim znajdowało uśmiechała się do niego ta rudowłosa dziewczyna, którą poznał poprzedniej nocy. Na zdjęciu siedziała mu na kolanach, przyciągając jego twarz do swojej. Ze zdjęcia jednoznacznie wynikało, co musiało zdarzyć się chwilkę później.-Misiek, błagam. Powiedz mi, że nie zdradziłeś mnie z moją własną… siostrą…-wyszeptała dziewczyna. Głos jej się załamał przed ostatnim słowem.-Powiedz, że to zwykły photoshop. Proszę…
-Ja… nie wiem. Magduś, ja nie pamiętam nic z wczorajszego wieczoru. Nie wiem, co się tam działo. Nie pamiętam…
-Wybaczyłam ci Sandrę, bo zapewnialiście mnie, że to tylko twoja kuzynka. Tego ci nie wybaczę!
-Ale, Magda! Ja naprawdę tego nie zrobiłem!-bronił się szatyn, próbując przytulić do siebie zapłakaną dziewczynę.
-Sam przed chwilą powiedziałeś, że nic nie pamiętasz, więc skąd ta pewność?!
-Nie zrobiłbym tego! Nie mógłbym!
-To powiedz to teraz!-wrzasnęła, pokazując mu następne zdjęcie. Na zdjęciu rudowłosa i Kubiak całowali się i wyglądało jakby obojgu bardzo się to podobało.-Rozumiem, dlaczego Agata to zrobiła. Nigdy nie zachowywałyśmy się jak siostry, nic dziwnego, że chciała mi zrobić na złość, ale ty? Nienawidzę cię!
-Magda, proszę… uwierz mi! Nigdy bym…
-Tak, wiem, coś wspominałeś! A teraz wynoś się stąd! No już! Wypierdalaj! Nie chcę cię już znać! Wynoś się z mojego życia!
-Madziu, nie rób tego…
-Wyjdziesz sam, albo ci pomogę.-zagroziła. Jej groźba była dość zaskakująca, biorąc pod uwagę, że Michał był od niej sporo wyższy i cięższy. Jednak widząc jej przepełniony bólem i nienawiścią wzrok, Kubiak opuścił mieszkanie blondynki…

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział XXVI

-Ej, Magda, powiesz mi w końcu, o co chodzi?-spytała zirytowana Alka. Już od godziny próbowała wyciągnąć z blondynki, co się stało, jednak wciąż nie otrzymała odpowiedzi. Zamłyńska zużyła już trzy opakowania chusteczek, ale nie wydawało się, by potok łez miał się skończyć.

-No… bo Misiek… on… on ma… on ma inną!-zaszlochała Magda, gdy w końcu udało jej się opanować łzy.
-Co?! Magda, nie żartuj! Michał by ci tego nie zrobił. Przecież on cię kocha!
-Skąd ty to możesz wiedzieć?! WIDZIAŁAM ICH! DZISIAJ! POD MOIM BLOKIEM!-krzyknęła, rzucając się na poduszkę, znów zalewając się łzami.
-Madzia, spokojnie… przecież to nie musiała być jego dziewczyna…
-SIOSTRY BY… TAK… NIE PRZYTULAŁ-do Alki dotarł stłumiony przez poduszkę krzyk przyjaciółki. Zniecierpliwiona brunetka zerwała się z łóżka i pomimo przeszywającego bólu podeszła do Magdy i potrząsnęła nią, próbując ją przekonać do rozmowy z Kubiakiem.
-Magda, powinnaś go zapytać, kim była ta dziewczyna. Może to tylko nieporozumienie…
-Nieporozumienie?-przerwała jej, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej.-Mój związek z Michałem to było jedno wielkie nieporozumienie! Ala, ja ich widziałam! WIDZIAŁAM!
-Może gdybyś mu dała dojść do słowa…
-Trzymasz jego stronę-znów wtrąciła się blondynka.
-Nie trzymam niczyjej strony! Po prostu uważam, że powinnaś z nim porozmawiać!-krzyknęła brunetka, wybiegając z pokoju przyjaciółki. Zdenerwowana rzuciła się na kanapę w salonie ignorując ból w klatce piersiowej spowodowany zbyt gwałtownym ruchem.
-Magda, przepraszam… nie powinnam była-odezwała się Alicja, wchodząc do pokoju blondynki, jednak przerwała, widząc ją pogrążoną we śnie. Nakryła ją więc kocem i po cichu wyszła z pokoju, i siadając na oparciu kanapy wyjęła swojego Samsunga i wybrała numer Zbyszka.-Zibi, przywieziesz tu Miśka?-zapytała, kiedy odebrał telefon.-Magda śpi, więc mamy okazję, żeby ich pogodzić…
-Ok, Aluś. Zobaczę, co uda mi się zrobić. Nie będzie łatwo, bo Michał jest wściekły na Magdę, za to że oskarżyła  go o coś, czego nigdy by jej nie zrobił. Wiesz, ta dziewczyna… to jego kuzynka, Sandra. Oni od zawsze zachowywali się jak para. Na początku też myślałem, że są razem.
-Zbyszek? A nie mógłbyś mi tego powiedzieć, kiedy już przyjedziesz?
-Co? A tak, już jadę. Zaraz u was będę.-krzyknął i rozłączył się…
*
-Piotrek, ale pamiętaj, że ja chcę zaprosić Bartka. Nieważne, czy ci się to podoba, czy nie. To jest mój przyjaciel i chcę, żeby tego dnia był z nami...-stwierdziła Beata, dopisując Gawryszewskiego do tworzonej od kilku godzin listy gości weselnych.-Ej, kochanie… ty wciąż jesteś o niego zazdrosny?-zaśmiała się, widząc irytację wymalowaną na jego twarzy.
-Nie, coś ty! Po prostu… no, nieważne… rozumiem, że chcesz go zaprosić i nie mam nic przeciwko.-odparł z wymuszonym uśmiechem, wpisując na listę kolegów z Resovii.
-Kocham cię, wiesz?-szepnęła szatynka i zarzucając narzeczonemu ręce na szyję, pocałowała go.
-Oo… przepraszam. Nie chciałam wam przeszkadzać, ale macie gościa.-do pokoju dziewczyny wparowała jej mama, a za jej plecami pojawił się…
-Bartek?-krzyknęła zaskoczona dziewczyna, zrywając się z łóżka na którym leżeli razem z Pitem.
-Cześć, Mała.
- Co ty tutaj robisz?
-Jutro rano mam się stawić w Gdańsku, a nie wyobrażam sobie, że mógłbym wyjechać bez pożegnania.-odparł i przeniósł wzrok z Beaty na Nowakowskiego.-Piter, nie wściekaj się. Nie przyjechałem tu, żeby się kłócić. Życzę wam jak najlepiej. Przepraszam was za to, że zmarnowaliście przeze mnie tyle czasu na kłótnie.
-Nie przepraszaj, to nie twoja wina-niespodziewanie odezwał się blondyn.-Powinienem już dawno to zrobić, ale…-przerwał i wstając z łóżka podszedł do Bartka.-… dziękuję. Gdyby nie ty, to byłoby z nami krucho-dodał, zamykając Gawryłę w przyjacielskim uścisku. Beata wyszła z pokoju, pozwalając chłopakom porozmawiać w samotności.
-Piter… dobrze się czujesz?-zapytał zaskoczony brunet, siadając na stojącym obok fotelu. Piotrek poszedł w jego ślady, sadowiąc się wygodnie na łóżku szatynki.-Przecież gdyby nie ja…
-… to i tak znalazłbym inny powód do kłótni. Kiedy usłyszałem o dziecku, spanikowałem. To, że was wtedy razem widziałem, to była tylko wymówka. Gdyby nie to, pewnie uciekłbym stamtąd. Wyobraź sobie, jakby to wyglądało…-zaśmiał się, zerkając na drzwi, w których pojawiła się twarz jego narzeczonej, która zgromiła go wzrokiem.-Dzięki temu, co się stało, dojrzałem. A ty się do tego przyczyniłeś. Dlatego… dziękuję.-zakończył, ściskając dłoń Beaty.-Dobra. Koniec monologu.
-No właśnie! Mów co u ciebie! Wiesz w końcu, kim jest ta dziewczyna?-wtrąciła szatynka, siadając na piotrkowych kolanach.
-Jak na razie wiem, że ma na imię Sandra i jest architektem. Pracuje w jakiejś firmie w Katowicach, a w Jastrzębiu nadzoruje jakiś projekt. I tu jest problem. Po wyjeździe do Gdańska pewnie jej więcej nie zobaczę… ej, czy ja o czymś nie wiem?-przerwał, wskazując na pierścionek na palcu przyjaciółki.
-No… zaręczyliśmy się. Wczoraj po południu. Nie zdążyliśmy jeszcze nikogo powiadomić.-odparł Pit.
-W takim razie cieszę się, że dowiedziałem się jako jeden z pierwszych. Moje gratulacje!-krzyknął, przytulając najpierw Beatę, w następnie kumpla.
-Bartek, nie zmieniaj tematu! Ta dziewczyna… jak ona wygląda?
-A co to ma do rzeczy? I tak jej więcej nie zobaczę.-zbył ją.
-Blondynka? Mniej więcej metr siedemdziesiąt?-na oba pytania odpowiedział twierdząco.
-Tak, skąd wiesz?-odparł zszokowany środkowy. Beata nie odpowiedziała od razu, zawzięcie szukając czegoś w szafce nad biurkiem.
-Gdzie on jest do cholery… o, jest!-krzyknęła zadowolona, wyjmując album.-to ona?-zapytała, wskazując na jedno ze zdjęć.
-Skąd… skąd wiedziałaś? To ona.-stwierdził, wpatrując się w fotografię.
-Nie wiedziałam. Strzelałam. Sandra to była dziewczyna Rafała, mojego przyjaciela z liceum, który zginął w wypadku, który spowodowałam. Po jego śmierci załamała się i wyjechała do Katowic. Jeśli chcesz, mogę spróbować jakoś was umówić.-odparła, uśmiechając się łobuzersko.
-Nie, dzięki. Postaram się sam coś wykombinować… a wracając do was-szepnął, wciąż wpatrzony w zdjęcie.
-Rezerwuj dla nas czas na 22 września.-odezwał się Piotrek.-Mamy nadzieję, że przyjedziesz na wesele?
-Trochę szybko, ale rozumiem powody. Możecie na mnie liczyć. Nie przepuściłbym takiej okazji-odparł, a w głowie Beaty zaczął się kreować plan zeswatania Bartka i Sandry.
*
-Misiek, kurwa! Rusz tą dupę! Przecież skoro to tylko Sandra, to nie masz się czym przejmować! Wytłumacz Magdzie, że to tylko kuzynka, zamiast chować głowę w piasek!
-Zibi, zamknij się! Ty nie wiesz, co to znaczy! Myślisz, że tak łatwo będzie mi to wytłumaczyć?! Ostatnio nie dala mi dojść do słowa!
-KUBIAK! Pójdziesz do niej sam, albo ci pomogę!
-Oj, nie rób afery! Pogadam z nią, jak trochę ochłonie!-zdecydował przyjmujący.
-A idź ty!-wrzasnął Bartman i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami…
*
-Magda, przestań rozpaczać! Przecież ci tłumaczę, że Sandra jest tylko jego kuzynką!-krzyczał Zbyszek, krążąc po pokoju blondynki-Oni od zawsze się tak zachowywali. Jak ją poznałem, też uznałem ją za dziewczynę Michała, ale oni są po prostu kuzynami. Teraz, po śmierci jej chłopaka zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, bo Michał pomógł jej się z tego otrząsnąć, ale nic więcej między nimi nie ma!
-Zibi, ja wiem, że Michał jest twoim przyjacielem i zrobisz wszystko, żeby go ratować, ale ja nie jestem ślepa! Wiem, co widziałam!
-Zamłyńska, czy ty w ogóle mnie słuchasz? Przecież ci tłumaczę, że oni są RODZINĄ!-irytował się Zbyszek-Matka Michała  i ojciec sandry to rodzeństwo! BLIŹNIAKI! Misiek i  Sandra znają się od kołyski! Rzadko się widywali, bo Sandra z rodzicami od małego mieszkała na drugim końcu Polski… Magda, proszę. Daj mu szansę, żeby sam ci to powiedział. On cię kocha, ale nie chce tu przyjechać, bo boi się, że znów go stąd wyrzucisz-błagał załamany brunet.
-I ma rację! Niech mi się nawet na oczy nie pokazuje!-wrzasnęła, rzucając poduszką w  Zbyszka.
-A idź ty! Jesteś tak samo uparta jak Misiek! Dobraliście się wprost idealnie!-wrzasnął, opuszczając pokój…
*
-Serio, musisz już jechać?-zapytała Beata, przytulając się do przyjaciela.
-Już dość późno, a w drodze do Gdańska chcę wstąpić do rodziców, dawno się z nimi nie widziałem.-odparł, żegnając się z Piotrkiem.-No, Młody. Pilnuj się!-zażartował i rzucając krótkie-Do zobaczenia!-zniknął w samochodzie.
-Dziękuję-szepnęła szatynka, wtulając się plecami w tors Pita. Jego ramiona oplotły ją w talii.-Co mu powiedziałeś, kiedy mnie nie było?-zapytała, odwracając się przodem do niego.
-Prawdę. Że to on uświadomił mi jak wiele stracę, kiedy w moim życiu zabraknie ciebie, was…-szepnął, pieszczotliwie gładząc dłonią płaski brzuch dziewczyny.
-On? Myślałam, że to Grzesiek cię do mnie przysłał-zapytała zaskoczona dziewczyna.
-Grzesiek nie stanowił dla mnie zagrożenia. Nie odebrałby mi ciebie. Prawił mi kazania i zagroził, że Anastasi się o wszystkim dowie. To byłby dla mnie koniec z reprezentacją, ale to nieważne w porównaniu z życiem bez ciebie-ostatnie zdanie wyszeptał, muskając ustami jej szyję.-Śliczna jesteś, gdy uśmiechasz się w ten sposób-szepnął, a na jej policzki wkradł się rumieniec, czego oczywiście nie przegapił Piotrek-rumienisz się-dodał, czubkiem nosa przejeżdżając po jej policzku.
-Beata! Zaproś chłopaków na obiad! Czekamy na tarasie!-krzyknęła mama dziewczyny, wyłaniając się zza rogu budynku.-O, a ten wasz przemiły przyjaciel nie został na obiedzie?
-Nie, mamo. Bartek musiał już jechać. Chodźmy-odparła ruszając na taras ściskając rękę Piotrka…
*
-Zibi, czy możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę ci tyle hawajskich koszul?-jęknęła Alka, gdy ze sterty ubrań wyciągnęła siódmą kolorową koszulę.
-No co? Lubię się wyróżniać.-odparł, wzruszając ramionami.-Dobra, to już chyba wszystko-stwierdził, rzucając na łóżko blisko dziesięć par jeansów.
-Zbyszek, nawet ja nie mam tyle ciuchów!-krzyknęła, składając kolejną koszulkę, która chwilę później wylądowała w walizce leżącej na podłodze sypialni bruneta.
-Alka,  a może się czegoś napijesz, albo zajrzysz do Miśka? Przydałaby mu się rozmowa z kimś kompetentnym a ja się do tego nie nadaję.
-Ta… i tak wiem, że chcesz się mnie pozbyć, ale udam, że tego nie zauważyłam. Jakbyś mnie szukał to będę u Michała.-odparła, ruszając powoli w stronę kuchni…
-Puk, puk-odezwała się zaglądając do pokoju przyjmującego.-Mogę? Zibi mnie wyrzucił z pokoju, bo komentowałam jego garderobę.-stwierdziła, wchodząc głębiej. Misiek, jakby nigdy nic odbijał od ściany małą tenisową piłeczkę.
-To on cię to przysłał?-zapytał mając na myśli oczywiście Bartmana.
-Nie, przyszłam bo nie chcę siedzieć sama w salonie… to co? Mogę wejść?-powtórzyła pytanie.
-Przecież i tak wiem, że nie odpuścisz, więc siadaj, zanim zemdlejesz.-dziewczyna usiadła na stojącym przy drzwiach fotelu.
-Świetnie. Wiedziałam, że się zgodzisz. Jeśli jesteś zainteresowany, to zrobiłam nam gorącą czekoladę, ale wątpię, bym była w stanie donieść ją aż tu. Przyniósłbyś ją?
-Tylko jeśli jest z bitą śmietaną!-zastrzegł z chytrym uśmieszkiem.
-No to śmigaj po nią-odparła brunetka, sadowiąc się wygodniej w fotelu.
-Zaraz wracam-krzyknął Misiek, wybiegając z pokoju. Wrócił chwilę później z wielkim bananem na twarzy i dwoma wielkimi kubkami wypełnionymi gorącą, brązową cieczą.-jesteś wielka-stwierdził, upijając łyk.
-Ej, to tylko gips!-zaśmiała się, biorąc od niego swój kubek.
-Ćśśś… uznajmy, że nic nie powiedziałem-odparł konspiracyjnym tonem, wyciągając się na łóżku.

-Kochasz ją?-zapytała w końcu Alka po kilkunastu minutach męczącej ciszy.
-Kogo?-zapytał, nie odrywając wzroku mikasy leżącej na półce nad łóżkiem.
-No, Magdę, a o kogo mogłabym pytać?
-Ala, skąd to pytanie…? Przecież to chyba oczywiste. Kocham ją najmocniej na świecie. NIGDY bym jej czegoś takiego nie zrobił. Jak Magda w ogóle mogła tak pomyśleć?-jęknął, pozwalając by po jego policku popłynęła jedna, samotna łza.
-Michał…-zaczęła, siadając na łóżku obok niego-jedź do niej, porozmawiaj z nią. Przecież nie możecie z tego zrezygnować…-nie dokończyła, bo Kubiak już wybiegł z pokoju i trzaskając drzwiami opuścił również mieszkanie.-Chyba ci się udało-szepnęła sama do siebie, ruszając do pokoju Bartmana…