UWAGA!!

1.To opowiadanie to wymysł mojej (CHOREJ) wyobraźni;
2.Bohaterowie (Z wyjątkiem siatkarzy) są fikcyjni;
3.Miłego czytania:)

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział XXXII

-Wstawaj, mała, mamy trochę roboty!-krzyknął Bartman tuż nad uchem śpiącej w najlepsze Alicji.
-Zibi, ja nie chcę ogłuchnąć!-warknęła dziewczyna, nakrywając głowę poduszką.-Zaraz, przecież położyłam się w salonie!-zaskoczona usiadła na łóżku i rozejrzała się po sypialni, do której przeniósł ją zapewne atakujący.
-No widzisz, jakieś milutkie krasnoludki nie pozwoliły ci spać na niewygodnej kanapie i przeniosły cię na łóżko-zaśmiał się brunet i wyszedł na korytarz. Słońce przedostające się przez cienkie, jasnozielone zasłony raziło brunetkę w oczy. Zasłoniła twarz dłonią i dokładnie przyjrzała się pomieszczeniu.
-Pamiętałeś!-krzyknęła, przyglądając się seledynowym ścianom. Komoda stojąca naprzeciw łóżka, szafki nocne oraz rama łóżka wykonane były z jasnego drewna, pokryta panelami podłoga została częściowo zasłonięta soczyście zielonym dywanem, a nad łóżkiem wisiał tryptyk przedstawiający bukiet żółtych tulipanów. Alka podeszła bliżej do ukrytego za drzwiami lustra i krzyknęła patrząc na swoje odbicie.-Matko, jak ja wyglądam!-dopadła do walizki leżącej pod oknem, znalazła w niej kosmetyczkę i skierowała się do łazienki. Wyłożona była fioletowymi płytkami. Naprzeciw drzwi znajdowała się kabina prysznicowa, której ścianki pokrywały fioletowe szlaczki. Lustro nad umywalką ciągnęło się przez całą długość ściany. Ala zmyła resztki makijażu, umyła zęby,  włosy związała w wygodną kitkę i ruszyła korytarzem do pomieszczenia z którego docierał do niej zapach świeżo zaparzonej kawy. Ściany kuchni w kolorze cappuccino idealnie kontrastowały z ciemnobrązowymi meblami, i ich białymi blatami. Całości dopełniała wyspa otoczona czterema barowymi stołkami. Przy kuchence uwijał się Zbyszek, odziany wyłącznie w skąpe bokserki i luźną koszulkę.-Zbyszek, czy możesz mi powiedzieć, jakim cudem kupiłeś ZA DUŻĄ koszulkę?-zapytała brunetka, siadając na jednym ze stołków. Jego skórzane obicie przykleiło się do jej okrytych wyłącznie króciutkimi szortami nóg.
-Wiesz, jestem mistrzem w robieniu zakupów!-odparł chłopak, wypinając dumnie pierś.
-Mistrzem! Ha, dobry żart.-parsknęła Alka i klepnęła go po tyłku, przechodząc obok.
-A ty dokąd? Śniadanie zrobiłem!
-Moment, muszę napisać esa do rodziców, że żyjemy!
-Jeszcze tego nie zrobiłaś?!-zdziwił się brunet, pakując wielki kawałek naleśnika do ust.
-Skąd wiedziałeś, że mam ochotę na naleśniki?-zapytała dziewczyna, wchodząc do kuchni kilka minut później.
-Instynkt, Mała. Instynkt.
-Nie jestem mała, to wy jesteście jacyś zmutowani!-odparowała, smarując naleśnika dżemem.
-A, w tym pokoju naprzeciwko sypialni zostawiłem dwa pudełka z rzeczami Beaty, bo przez przypadek je tu wczoraj przytargałem. Piter ma po nie dzisiaj wpaść.-poinformował ją, odstawiając swój talerz do zlewu.-A tak w ogóle, to co myślisz o tej jego super-niespodziance dla Beaty?
-Dobry pomysł. Beata na pewno się ucieszy. Tylko nie wiem, czy oda nam się utrzymać to w tajemnicy przez dłuższy czas.
-Jak ty i Magda nie wygadacie to wszystko się uda. Bardziej martwi mnie to, że mamy bardzo mało czasu. Pobierają się za niecały miesiąc.
-Ej, daj spokój! Wystarczy utrzymać Beatę z dala od Rzeszowa. Prawie cała Sovia obiecała pomóc.
-O, to chyba Piotrek!-stwierdził Zbyszek, gdy rozległ się dzwonek domofonu.
-To Pit nie dostał mieszkania w tej samej klatce?-zdziwiła się Ala.
-Nie, jemu przyznali trochę większe dwie ulice dalej. Wiesz, rozrastająca się rodzina i inne pierdoły.-Zibi wpuścił środkowego na klatkę, a chwilę później blondyn pojawił się w mieszkaniu.-Witamy w naszych skromnych progach-atakujący ukłonił się niczym kamerdyner, otwierając drzwi.-Zapraszamy na pokoje.
-Hej, Pit. Chcesz kawy?-zapytała Alka, wskazując na ekspres stojący na szafce. Zibi w tym czasie zniknął w sypialni.
-Chętnie. Ja, w przeciwieństwie do was nie miałem czasu zrobić zakupów.
-Rozmawiałeś z Beatą? Co u niej?-brunetka postawiła przed Nowakowskim filiżankę kawy.
-Nawet nic mi nie mów.-jęknął Piotrek, podpierając głowę na dłoni.
-Aż tak źle?
-Kobieto, jak mi zaczęła wymieniać, co mamy do zrobienia, to powoli tracę wiarę w to, czy się wyrobimy. A ja przecież nie mogę teraz do niej pojechać, więc będziemy musieli wszystko organizować na odległość.
-Tak, Beata od zawsze miała milion pomysłów na minutę. No, i jest cholernie wybredna. Czasem normalnie nie da się z nią wytrzymać!
-Świetnie!-zironizował Piotrek, upijając łyk czarnego płynu.
-A, jak się na dzisiaj umawiamy. Jedziemy od razu po treningu, czy jak?-do kuchni wparował Zibi. Miał na sobie bermudy khaki i białą obcisłą koszulkę.
-Nie, po treningu to ja jadę szukać odpowiedniego garnituru.
-Jedź do Lancerto, to ci za pół ceny coś sprzedadzą.
-To, to ja akurat wiem. Jak tylko Kowalowi wspomniałem o tym, że się żenię to mnie tam wysyłał.-zaśmiał się środkowy.-To może umówmy się tak, że ja wam dam klucze, a sam pojadę na zakupy. Alka, a kiedy wy planujecie z Magdą jechać do Lublina? Bo wiesz, nie chciałbym, żeby Beata nagle wpadła na pomysł, żeby przyjechać do Rzeszowa…
-Spoko, przywieziemy ją to dopiero na wieczór panieński.
-To nie lepiej zrobić go w Lublinie?-sprzeciwił się Zbyszek.
-Zrobimy go tutaj, razem z parapetówką. Tak się umówiłyśmy z Magdą. W razie czego mieszkanie Miśka będzie wtedy wolne, więc możecie sobie zorganizować jakąś pizzę i pograć w karty.-zaśmiała się dziewczyna.
-Dobra, dzięki za kawę, muszę już lecieć. Niedługo trening, a muszę jeszcze przenieść rzeczy z samochodu do mieszkania.-odezwał się Pit, i podnosząc się ze stołka, skinął głową na Zibiego, by ten pokazał mu, co ma zabrać.
-Jesteś samochodem?-spytał Zibi, podając kumplowi karton z drobiazgami Beaty.
-Nie, przecież miałem wziąć twój. Wyszedłem pobiegać i jestem.-wzruszył ramionami Piotrek.
-No, OK. Kluczyki, kluczyki… gdzie ja do cholery położyłem te kluczyki?-zastanawiał się Zbyszek, kręcąc się wokół własnej osi.-A, już wiem!-podszedł do drzwi szafy w przedpokoju i wyjął kluczyki z jednej z półek.-Możemy iść-stwierdził i biorąc drugi karton ruszył na dół.
-Na razie!-pożegnał się z Alą środkowy i zszedł na dół za kumplem.
*
-Cześć, córeczko, jak ci idzie?-do pokoju Beaty wparował pan Marek.
-Hej, tato, jest gorzej niż myślałam. Muszę jak najszybciej rozesłać zaproszenia, a żeby zamówić zaproszenia muszę zarezerwować salę. Dzwoniłam do jakichś dwudziestu domów weselnych w Lublinie i okolicach, i wszystko jest zajęte. Ja nie dam rady…-jęknęła dziewczyna, opierając głowę na leżącym na biurku zeszycie z adresami potencjalnych sal weselnych.
-Ej, kochanie, nie załamuj się już na początku. Poradzisz sobie. Tym bardziej, że mogę ci trochę pomóc…
-Co masz na myśli?-zapytała dziewczyna, unosząc głowę.
-A co, gdybym powiedział ci, że znam właściciela hotelu Ambasador?
-To by mnie zainteresowało… co dalej?-dopytywała szatynka.
-Umówiłem cię na spotkanie z nim. Tak, na wszelki wypadek.
-Świetnie! Kiedy?!-ekscytowała się dziewczyna.
-Dziś po południu.-odparł Mróz.
-Szkoda, że Piotrka przy tym nie będzie. Wolałabym nie decydować sama.-westchnęła Beata, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.
-Pytałem, możesz ją dziś wstępnie zarezerwować, a rezerwację potwierdzić dopiero, jak skonsultujesz się z Piotrkiem.
-Naprawdę?! Świetnie! Dziękuję, tato!-krzyknęła, rzucając się ojcu na szyję…
*
-Ten powinien być odpowiedni.-stwierdziła ekspedientka, podając zniecierpliwionemu Piotrkowi garnitur.
-W końcu. Czekamy już pół godziny!-jęknął Kosa.-W prążki? Chyba panią pogięło? Jak ON mógłby założyć garnitur w prążki?! Piotrek ma ponad dwa metry! W prążkach będzie wyglądał na co najmniej dwa i pół.-bulwersował się brunet.
-No, tak. Ma pan rację.-kobieta szybko się oddaliła, a jej miejsce automatycznie zajął starszy mężczyzna wyglądający na ważnego.
-Witam panów. Jestem właścicielem. Przepraszam za Monikę, jest tu w zastępstwie. Czym mogę wam służyć?
-22. września biorę ślub. Potrzebuję odpowiedniego garnituru. No i oczywiście takiego, w którym nie będę wyglądał zbyt komicznie.
-No tak, to zrozumiałe. Dla pana też?-zwrócił się do Grześka.
-Nie, nie. Ja jestem tylko szoferem, nie starszym.-zaprzeczył szybko Kosa.
-W porządku. Zapraszam do magazynu, na pewno znajdziemy coś odpowiedniego. Jaki kolor? Biały, grafitowy, czarny?
-Czarny. No w ostateczności grafitowy. I najlepiej matowy.-Pit zerknął na zegarek.-Przepraszam, ile to może potrwać?
-Narzeczona czeka? Panie Piotrze, dobór odpowiedniego stroju to podstawa. Bardzo prawdopodobne, że nie znajdziemy idealnego garnituru, zwłaszcza dla kogoś pańskiego wzrostu. Będziemy musieli zdjąć miarę i szyć.
-Rozumiem.
-Myślę, że któryś z tych dwóch modeli powinien panu przypaść do gustu.-stwierdził kilkadziesiąt minut później kierownik, zdejmując z wieszaka dwa garnitury. Jako, że były w pokrowcach, Piotrek nie mógł ocenić, czy wybór był trafny.-Zapraszam do salonu, tam jest lepsze światło.-chłopaki wciąż podążali za nim w labiryncie regałów.
-Ten mi się podoba.-ocenił Piotrek, wskazując na dwuczęściowy, czarny garnitur.-Ta czarna kamizelka będzie okropnie wyglądała.
-Czyli ten. W porządku. Aniu! Potrzebne nam będą wszystkie wymiary pana Nowakowskiego!-krzyknął w stronę siedzącej za ladą blondynki.
-Dzień dobry. Proszę podejść tam. tylko, jeśli mogę prosić, niech pan nie staje na tym podeście. I tak będzie mi ciężko zdjąć niektóre miary.
-Tak, tak.-Piotrek mechanicznie ruszył we wskazane miejsce.
-Piter?! Może być biała?-krzyknął za nim Kosa.
-Ale co?-zapytał blondyn, odwracając się.
-No, kamizelka!
-A, tak, jasne!
-A krawat, czy muszka?
-Krawat, to chyba oczywiste! Wyobrażasz sobie mnie w muszce?
-No nie…
-I masz odpowiedź.
*

-O, nasze ślicznotki się pojawiły!-zaśmiał się Igła, widząc wysiadających z Piotrkowego samochodu chłopaków.
-Nareszcie! Połowę roboty odwaliliśmy za nich!-jęknął Zbyszek.
-Czołem, panowie! Jak idzie robota?-drzwi otworzyły się i w korytarzu pojawił się Piotrek.-No… nieźle! Wszystko wyniesione?
-No, tak. Zostało nam tylko kilka pudeł na górze. A wy jak? Załatwiliście?-obok nich pojawił się Wojtek Grzyb.
-Nigdy więcej nie będę wybierał garnituru. Noł opszyn.-jęknął Pit.-dobra, to ja idę po rzeczy i biorę się do roboty!
-Najwyższa pora!-zaśmiał się Bartman…

****
Witam :) nie udał mi się ten rozdział, nawet bardzo :/ za bardzo kręci się wokół Beaty i Piotrka, za co przepraszam :)
Obiecuję poprawę :D  
Wszystkiego siatkarskiego dla moich czytelniczek w Nowym Roku :)
Pozdrawiam :)

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział XXXI

-Muszę już jechać-szepnął Piotrek podnosząc się z huśtawki ustawionej z domem rodziców Beaty.-Mam jeszcze dwie godziny drogi, a muszę dotrzeć do Rzeszowa przed osiemnastą, żeby odebrać klucze do mieszkania-dodał. Pocałował narzeczoną w policzek i ruszył w stronę samochodu zaparkowanego przed bramą.
-Czekaj, Piotruś!-zatrzymała go dziewczyna podbiegając do niego.-Odprowadzę cię.-dodała, łapiąc go za rękę.-Kiedy się znowu zobaczymy?-zapytała, gdy zatrzymali się obok audi należącego do blondyna.
-Jak tylko będę miał chwilę przerwy od treningów, to do ciebie przyjadę, a na razie dziewczyny będą ci ze wszystkim pomagać. Porozmawiam z Leną, gdybyś czegoś potrzebowała, też może ci pomóc.
-Mówiłeś już chłopakom z klubu, że bierzemy ślub?
-Nie, chciałem im to powiedzieć osobiście.-odparł, uśmiechając się szeroko.
-Pamiętaj, żeby uzupełnić listę gości, dobrze? Muszę wiedzieć, ile zaproszeń zamówić!
-Oczywiście, że będę pamiętał. Muszę jechać. Kocham cię-dodał, składając na ustach narzeczonej długi, namiętny pocałunek.
-Ja też cię kocham, Piotruś. Zadzwoń, jak tylko dojedziesz.-odparła, i odsunęła się od samochodu. Chwilę później odprowadzała auto Nowakowskiego wzrokiem, aż zniknęło za zakrętem.
*
-Piotrek, możemy porozmawiać?-zapytał trener Kowal, widząc środkowego, wychodzącego z gabinetu prezesa.
-Oczywiście, stało się coś?
-Nie, nie. Cieszę się, że do nas wróciłeś. Zastanawia mnie tylko, co cię do tego skłoniło?-dociekał Andrzej.
-To dosyć osobista sprawa, moglibyśmy omówić to na osobności?-spytał środkowy, rozglądając się po korytarzu, który ciągle ktoś przemierzał.
-W porządku. To może, chodźmy na halę. Trening skończył się pół godziny temu, więc nikt nie powinien nam przeszkadzać.-odparł trener i ruszył we wskazane miejsce. Usiadł na ławce trenerskiej i cierpliwie czekał na to, co powie blondyn.
-Po zakończeniu poprzedniego sezonu dostałem kilka propozycji kontraktów. Powiedziałem o tym mojej ówczesnej dziewczynie, Klaudii, która postawiła mnie przed wyborem między nią a siatkówką. Zrozumiałem, że tak naprawdę do siebie nie pasujemy, zerwałem z nią i nie chcąc mieszkać w tym samym mieście, co ona podpisałem kontrakt z Jastrzębskim. Bardzo ją kochałem, wiązałem z nią plany na przyszłość. Kupiłem dom, planowałem go wyremontować i zamieszkać tam razem z nią, jednak wyszło inaczej.-przerwał na chwilę, przeczesał włosy palcami w charakterystyczny dla siebie sposób i kontynuował.-Niedługo po moim wyjeździe, przyszła do mnie Klaudia. Powiedziała, że jest ze mną w ciąży i zażądała pieniędzy. wiedziałem, że kłamie, a przynajmniej w kwestii tego, kto jest ojcem tego dziecka, jednak ona nie ustępowała. Nachodziła mnie, szantażowała. Groziła Beacie, dziewczynie, którą poznałem w Jastrzębiu. Podczas memoriału dowiedziałem się, że Beata jest w ciąży. Ze mną. Nie uwierzyłem jej, powiedziałem o kilka słów za dużo, przez co prawie poroniła, a ja nie wiedząc o tym, wciąż powtarzałem sobie, że to nie jest moje dziecko, choć podświadomie czułem, że tak właśnie jest. W czasie Igrzysk grałem tak źle, że trener kazał mi wrócić do Polski i załatwić swoje sprawy, grożąc usunięciem z drużyny. Zrozumiałem wtedy, że chcę spędzić resztę życia właśnie z nią. Zanim wróciliśmy do Polski okazało się, że prezes Grodecki nie jest już prezesem Jastrzębskiego i dali nam wybór: albo podpisujemy nowe kontrakty, albo zmieniacie klub. Korzystając z okazji wróciłem tutaj, ściągając ze sobą rodzinę. Oto cała historia.-zakończył, i wyprostował się na krzesełku, jakby uwolnił się od wielkiego ciężaru.
-A ta twoja dziewczyna…
-Narzeczona.-poprawił trenera Pit.
-Narzeczona? No, to moje gratulacje!-krzyknął, Andrzej, zamykając Piotrka w ojcowskim uścisku.-nie spodziewałem się, że tak szybko zdecydujesz się na tak poważny krok.
-Sytuacja tego wymagała. Poza tym, wiem, że Beata jest tą z którą chcę spędzić resztę życia, więc po co miałem czekać?
-Masz rację. Więc, czy ta twoja Beata, przyjechała z tobą? Chciałbym poznać kobietę, na której aż tak ci zależy, że planujesz ślub po miesiącu znajomości.-zaśmiał się trener.
-Nie, Beata została w Lublinie, zajmuje się przygotowaniami do ślubu-odparł Pit, czym totalnie zaskoczył Andrzeja, któremu oczy prawie wyszły z orbit, a szczęka podskakiwała na parkiecie.
-W porządku. Tyle chciałem wiedzieć. Swoją drogą, zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby zostawić miejsce dla jednego środkowego z MłodejLigi. Zupełnie, jakbym wyczuł, że wrócisz.
-Cieszę, się, że mogę wrócić.-odparł Piotrek i żegnając się z trenerem opuścił Podpromie.
-Zibi, możemy się spotkać? Mam sprawę do ciebie i reszty.-odezwał się, gdy atakujący odebrał telefon.
-Jasne. Słuchaj jesteśmy właśnie całą drużyną w tej pizzerii na Rynku…
-OK. zaraz będę.
-Czekamy-odparł brunet i rozłączył się. Pit wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Rynku.
-Siema, ludziska!-krzyknął blondyn, zatrzymując się obok zajętego przez resoviaków stolika, a w zasadzie stolików.
-Cześć, Piter! Jednak wróciłeś na stare śmieci?-zaśmiał się Igła. Cała reszta wybuchła śmiechem.
-Wróciłem. Znajdzie się dla mnie trochę miejsca? Mam do was sprawę…-zaczął, a reszta z zaciekawieniem spojrzała na niego, doszukując się w wyrazie jego twarzy podpowiedzi, co może mieć na myśli.
-Jak chcesz nam powiedzieć, że będziesz ojcem, to za późno!-stwierdził Alek, upijając łyk coli.
-Nie, to nie to. Żenię się.-odparł spokojnie. Reszta, z wyjątkiem dziewczyn oraz Miśka i Bartmana, zbierała szczęki z podłogi.
-Chcesz, żebym zawału dostał?-zapytał Kosok, teatralnie kładąc rękę na piersi.
-Ej, panowie, na każdego przychodzi pora. Dajcie mu dokończyć!-odezwał się kapitan.
-A więc…
-Nie zaczyna się zdania od: a więc-wyrwało się Perłowskiemu. Wojtek zgromił go wzrokiem.
-… ja i Beata się pobieramy.
-To zdążyliśmy wydedukować.-wtrącił Grzesiek.
-Brawo Sherlocku. Mogę dokończyć? Świetnie. Pobieramy się jeszcze w tym roku.-wszyscy wytrzeszczyli oczy.-Lepiej… w przyszłym miesiącu!
-Teraz to już serio sobie jaja robisz!-parsknął Buszek.
-No właśnie nie. Dokładnie dwudziestego trzeciego września bieżącego roku zmienię stan cywilny.-wyrecytował Nowakowski.
-Chłopaki, kiedy robimy wieczór kawalerski?-ożywił się Maciek.
-Ty lepiej idź żony pilnuj! Kawaler się znalazł!-wtrącił Kosa.
-Ej, panowie, dajcie spokój. Wieczór kawalerski? Dajcie spokój, nie mam na to czasu! O przepraszam, Beata dzwoni.-odszedł na bok.
-Miesiąc przed ślubem, a ta już go kontroluje!-zaśmiał się Krzysiek, gdy środkowy wrócił na swoje miejsce.
-Co? Nie, daj spokój. Pytała, czy załatwiłem wszystkie sprawy związane z mieszkaniem. I tu mamy problem…
-Nie mów, że nie zapewnili ci mieszkania?!-krzyknął Zibi.
-Nie o to chodzi. Mam do was sprawę…
*

-Ale jestem zmęczona-jęknęła Alka, wchodząc do mieszkania.-To wszystko przez to, że ściągnąłeś mnie z łóżka o piątej trzydzieści! A przecież spokojnie mogliśmy wyjechać dwie godziny później!-marudziła, przemierzając korytarz, którego beżowe ściany, częściowo wyłożone beżowo złotym kamieniem, sprawiały, że całe mieszkanie od razu stawało się bardziej przytulne.-O matko, jak ja wyglądam!-krzyknęła przeglądając się w lustrze szafy, zajmującej prawą ścianę korytarza.
-Alka, nie marudź, wyglądasz jak zwykle świetnie. Nie marudź!
-Zibi, nie denerwuj się, bo zmarszczek dostaniesz.-odparła dziewczyna, niespiesznie zdejmując szare trampki, które rzuciła niedbale na jasną podłogę. Ruszyła w stronę ciemnego salonu. Zapaliła światło, i przyjrzała się po raz drugi grafitowym ścianom, zmierzając w kierunku wielkiego, brązowego narożnika, który zajmował prawie całą powierzchnię salonu. Uwagę przykuwał duży, plazmowy telewizor zawieszony dokładnie naprzeciwko kanapy. Alka położyła się na niej, podkładając pod głowę jedną z pasiastych poduszek.-TAK! Tego było mi trzeba-jęknęła, zasypiając…

****
To już ostatni rozdział przed Świętami, więc życzę wszystkim czytelniczkom wesołych, spędzonych w gronie rodziny, pełnych od siatkówki świąt :)
Niech ten rozdział będzie moim gwiazdkowym prezentem dla was :) POZDRAWIAM :*

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział XXX

-To już ostatnia-ucieszyła się Magda, gdy Misiek wcisnął ostatnią walizkę do mazdy Alki.
-Dobra. To jak się umawiamy?-zapytała Alka, opierając się o maskę lazurowego mitsubishi Kubiaka.
-Ja jadę swoim, Misiek swoim, a Twoim Magda, tak?-blondynka na stwierdzenie Bartmana kiwnęła głową.
-A z kim ja mam jechać?-zapytała Alicja, podchodząc do reszty.
-Tylko u mnie jest miejsce. Spokojnie, już przygotowałem taśmę-zaśmiał się brunet.
-Zbyszek! Nawet mnie nie denerwuj!-krzyknęła dziewczyna, podchodząc do niego z zaciśniętymi w pięści dłoniami.
-Wiedziałem, że taśma się przyda, tylko nie pomyślałem o sznurku.-droczył się dalej brunet.
-Dobra, wsiadajcie już, bo musimy wyjechać z miasta przed największymi korkami.-wtrącił Misiek, wsiadając do swojego samochodu. Reszta poszła w jego ślady.
-OK. nawigacja włączona. Możemy jechać-stwierdził Zibi, wyjeżdżając z parkingu pod blokiem Magdy.
-KURWA! Czy on może się zamknąć?-warknęła Alka piętnaście minut później, wskazując na nawigację.
-Jak chcesz jechać pięć godzin dłużej, to możemy ją wyłączyć.
-No dobra…
-Zibi, nogi mi zdrętwiały!-jęknęła brunetka chwilę po tym, jak minęli tabliczkę Jastrzębie-Zdrój.
-
Daj spokój, jedziemy dopiero od pół godziny-warknął atakujący, wyprzedzając kilka jadących przed nimi samochodów.
-Ej, uważaj! Nie chcę kolejnego wypadku!
-Dasz mi prowadzić?-mruknął zdenerwowany Bartman wracając na odpowiedni pas.
-No, ale…
-Alka, czy ty możesz się zamknąć chociaż no pięć minut?!-wrzasnął.
-Nie krzycz na mnie!-odezwała się kilka minut później, głaszcząc dłonią jego udo.
-Kochanie, musimy się zatrzymać na chwilę… w jakimś motelu, najlepiej.
-Zibi! Tobie tylko jedno w głowie!-zaśmiała się dziewczyna, zaciskając palce na jego kolanie.
-Jak się ma taką seksowną dziewczynę, to trudno, żeby myśleć o łapaniu motylków.
-Niezłe wyczucie czasu-jęknęła Alka, gdy zadzwonił jej telefon.-Beata… No hej, laska. Co tam?
-Chciałam zapytać, czy już wyjechaliście.
-Tak, jesteśmy… ech, jedziemy przez jakąś wieś. Za dwie i pół godziny będziemy na miejscu. A wy?
-Piotrek przyjedzie sam. Jedziemy przez Lublin i ja już tam zostanę.
-Coś się stało?-zdziwiła się brunetka.
-Nie, tylko wiesz… ślub  chcemy wziąć w Lublinie, więc ktoś z nas musi być na miejscu.
-A, OK. Jak chcecie. Jak będziemy na miejscu to zadzwonię, bo mi zasięg ginie. Papa.-krzyknęła i rozłączyła się.-To na czym skończyliśmy?-zapytała chłopaka.
-Właśnie rozglądałem się za jakimś hotelem. Ale ostatecznie może być stacja.
-I co, znalazłeś coś?
-No właśnie, nie. Kurwa, co znowu?-jęknął, gdy zadzwonił telefon. Tym razem była to jego lumia.
-Halo?
-Zibi, możesz mi powiedzieć, po jaką cholerę skręciłeś w tę wiochę? Przecież teraz mamy dwadzieścia kilometrów więcej do przejechania!-krzyczał do słuchawki przyjmujący.
-Daj mi spokój, hotelu szukam!-warknął Zbyszek.
-Po co ci hotel, dopiero wyjechaliśmy!
-Misiek, rusz tą mózgownicą raz na jakiś czas! Nie zaszkodzi ci to!
-Marnujemy czas, bo ty chcesz zaliczyć!
-To ty marnujesz czas!-zaśmiał się brunet.-Jedźcie przodem, dogonimy was-dodał skręcając na parking małego hoteliku.-BINGO. Swoją drogą fajna nazwa.-stwierdził, wysiadając z samochodu. Ala poszła w jego ślady i chwilę później znaleźli się wynajętym pokoju w hotelu BINGO.

Pół godziny później wrócili na trasę.
-Ej, Zibi, czy to nie jest samochód Miśka?-zapytała dziewczyna, wskazując na mitsubishi zaparkowane na parkingu przy Orlenie.
-Daleko zajechali.-mruknął atakujący.-Możecie ruszać-powiadomił przyjaciela, gdy ten odebrał telefon.
*
-Mogliby zamontować tu windę-stwierdziła Magda, gdy w końcu dotarli na czwarte piętro, gdzie znajdowało się ich mieszkanie.
-Mnie to mówisz? To nie ty dźwigasz te wielkie walizki-jęknął, wyjmując z kieszeni klucz do mieszkania.-Otworzysz?
-Aaa… już nie mogę się doczekać, by je zobaczyć.-krzyknęła, otwierając drzwi. Za nimi ciągnął się, długi, jak na trzypokojowe mieszkanie, korytarz. Jego ściany pomalowano farbą w piaskowym kolorze, który idealnie kontrastował z ciemnobrązowymi panelami, którymi wyłożono podłogę. Gdy blondynka zajrzała za pierwsze drzwi, zobaczyła mały, ale funkcjonalny salon, ze ścianami wyłożonymi białym kamieniem. Podłoga, poza białymi śliskimi płytkami, przykryta była grubym i miękkim białym dywanem. Pod ścianą ustawiona była długa, czekoladowobrązowa szafka, a naprzeciwko niej równie brązowa kanapa i stolik kawowy.-Tu postawimy nasze zdjęcia-westchnęła, wskazując na szafkę.
-Taa… tylko telewizor musimy wymienić na większy.-mruknął siatkarz, wchodząc za nią do pokoju.
-Po co nam większy telewizor? Ten jest idealny.-zaprzeczyła, siadając na kanapie, uprzednio poprawiając kolorowe poduszki, leżące przy oparciu.-Wygodna… ale dość siedzenia. Nasiedziałam się w samochodzie.-Ale świetnie to wygląda-dodała, wchodząc do sypialni. Jedna ze ścian pokryta była białą tapetą ozdobioną brązowo-zielonymi kwiatami, częściowo zasłonięta przez wielkie lustro. Reszta ścian była szara. Pokój był dość wąski, całą jego szerokość zajmowało wielkie małżeńskie łoże wykonane z ciemnego drewna. Na ścianach wisiały trzy, puste jeszcze, ramki na zdjęcia.-Już wiem, co z nimi zrobię-Ucieszyła się, klaszcząc w dłonie. Po jej lewej stronie znajdowała się spora ciemnobrązowa szafa, a po przeciwnej stronie, mała komoda. Z sypialni przeszła do pomieszczenia znajdującego się na końcu korytarza. Okazała się nim być kuchnia. Białe ściany kontrastowały z orzechowymi meblami. Na środku stała mała prostokątna wyspa.-Hmm… szkoda, że nie ma tu żadnego stołu. Moglibyśmy czasem zaprosić kogoś na obiad, a tak… muszę coś wymyślić.
-Madziu, jeszcze się nawet nie rozpakowaliśmy, a ty już myślisz o przyjmowaniu gości?-zaśmiał się Kubiak, który wszedł akurat do mieszkania z kolejnymi walizkami.-I jak ci się tu podoba?
-Jeszcze nie widziałam wszystkiego, ale sama bym tu tak urządziła.-uśmiechnęła się do chłopaka, musnęła ustami jego lekko zarośnięty policzek i wyszła z kuchni. Zajrzała do kolejnego pokoju. Stała w nim dwuosobowa, rozkładana sofa, biurko i wygodny fotel. Nad biurkiem wisiała korkowa tablica i przypięty do niej plakat ze zdjęciem drużyny Resovii.-Od razu widać, że to mieszkanie wynajmuje wasz klub.-zaśmiała się blondynka.-To biurko zajmuje strasznie dużo miejsca, moglibyśmy się go pozbyć.
-Jak skończysz studia, to pogadamy. Prawnik powinien mieć odpowiednie miejsce pracy.-w pokoju pojawiła się wiecznie uśmiechnięta twarz przyjmującego.
-Prawnik… jak uda mi się w ogóle skończyć te studia-mruknęła.
-Ej, trochę więcej entuzjazmu proszę!-w odpowiedzi dziewczyna wyszczerzyła zęby w wymuszonym niby-uśmiechu.-Od razu lepiej. Dobra, idę po resztę rzeczy, a potem jadę na Podpromie. Jeśli chcesz, zabiorę cię ze sobą.
-Dopiero przyjechałeś, a już każą ci trenować? Mogliby wam dać chociaż dzień wolnego.
-Nie, nie jadę na trening. Mam jeszcze kilka świstków do podpisania, no i będę miał okazję spotkać się z kolegami z drużyny. Dlatego pytam, czy chcesz jechać ze mną. Igła nie mógł się doczekać, kiedy cię zobaczy.
-To jak Igle tak zależy, by mnie zobaczyć, to oczywiście, że pójdę-zaśmiała się dziewczyna.
-Miałam nadzieję, że zrobisz to dla mnie… no trudno.-odparł ironicznie Michał i pogwizdując wyszedł z mieszkania.
-Głupek.-skwitowała dziewczyna i kręcąc głową z niedowierzaniem, wyszła na korytarz. Znalazła walizkę ze swoimi rzeczami i przeniosła ją do sypialni. Wyjęła z niej kosmetyczkę, czerwone rurki, kremową tunikę ręczniki i ruszyła do łazienki. Całą ścianę naprzeciw drzwi zajmowało lustro. Pod nim, przy ścianie znajdowała się wąska wanna, wyłożona, podobnie jak cała łazienka, białymi i zielonymi płytkami. Magda odłożyła rzeczy na pralkę i przeglądając się w lustrze, przeczesała włosy palcami. Wzięła krótki prysznic, wysuszyła włosy, zrobiła lekki makijaż i ubrana we wcześniej wybrane rzeczy, wyszła z łazienki.-Już się bałem, że mi uciekłaś-szepnął Misiek, przytulając się do jej pleców.
-Matko, przestraszyłeś mnie-jęknęła, odwracając się.
-Większość mówi do mnie Misiek, a nie „matko”-zaśmiał się szatyn, całując ja krótko.-Możemy jechać?
-Raczej tak. Wezmę tylko torebkę i buty.-odparła i weszła do sypialni…

-Magda?!-krzyknął libero Resovii, gdy tylko dziewczyna przekroczyła próg Sali, na której odbywał się trening. Z prędkością światła znalazł się obok niej, miażdżąc blondynkę w niedźwiedzim uścisku.
-Krzysiu, też się cieszę, że cię widzę, ale błagam, ja chcę żyć-wysapała, wyplątując się z jego uścisku. Ignaczak udał obrażoną minę.
-Gdzie zgubiłaś Miśka?
-Po co mi Misiek? Przyszłam do was.-odparła, uderzając go pięścią w tors.
-No i to mi się podoba. Chłopaki, to jest Magda, dziewczyna Michała!-krzyknął tak głośno, by wszyscy usłyszeli.
-Ej, Krzysiu, to ja chciałem ją przedstawić!-mruknął Kubiak, pojawiając się obok nich. Zrobiło się wokół nich małe zbiorowisko, bo wszyscy chcieli przywitać nowego kolegę i jego towarzyszkę.
-Czołem, panowie!-krzyknął Zbyszek, wchodząc na halę razem z Alicją. Igła automatycznie znalazł się obok nich, ale pamiętając o wypadku Alki, przywitał ją podając rękę i mierzwiąc starannie ułożone włosy, co skomentowała głośnym krzykiem.
-Igła, jak jeszcze raz mnie tkniesz, to nie ręczę za siebie!-po czym parsknęła śmiechem, a wraz z nią wszyscy, oprócz zszokowanego Igły.
-Jeszcze się odegram.-mruknął libero.-A gdzie Piter? Nie mogę się doczekać, by poznać tę jego dziewczynę.
-Piotrek się spóźni, bo byli z Beatą u jego rodziców, a teraz z tego co wiem jadą przez Lublin, bo Beata ma tam coś do załatwienia.-wtrącił Kosa, pojawiając się za plecami Ignaczaka.
-Chłopaki! Wracać do roboty! Nie mogę wyjść z hali nawet na pięć minut?-w sali rozległ się krzyk Andrzeja Kowala.
-Trenerze, witamy nowych kolegów!-bronili się Kosok z Ignaczakiem. Reszta chłopaków pospiesznie wróciła do zajęć.
-O, przepraszam, nie wiedziałem, że już dziś się pojawicie.-stwierdził Andrzej, podchodząc bliżej.-Cieszę się, że dołączyliście do naszego zespołu. Zwłaszcza, że Jochen i Nicola nie będą mogli grać przez dobrych kilka miesięcy. Piter też już dotarł? Zdziwiło mnie, że zdecydował się tu wrócić. Wydawało mi się, że zależało mu na zmianie klubu.
-Miał prywatne problemy.-wzruszył ramionami Zibi.-Ale dotarły za nim do Jastrzębia, więc uznał, że woli grać tu, niż tam. Z resztą, sam go trener zapyta, jak przyjedzie.
-Zostaniecie na treningu?-zapytał Igła, gdy trener się oddalił
-Jasne.-odparły dziewczyny z entuzjazmem.
-Świetnie! Po treningu idziemy na pizzę!-krzyknął uradowany Igła. Dopiero zmrużone oczy trenera uświadomiły mu, co powiedział.-Upsss…
-IGŁA, ja ci dam pizzę! Jutro nie będziesz mógł się ruszyć!-krzyknął Kowal, a cała reszta, wraz z Marcinem Ogonowskim, który właśnie wszedł na salę, wybuchła śmiechem…

Zgodnie z obietnicą, ten rozdział jest dużo dłuższy od poprzedniego :)  Muszę przyznać, ze ten rozdział nawet mi się podoba, chociaż trochę mało się działo :)  Następny będzie lepszy... tak mi się wydaje :) Pojawi się ZA TYDZIEŃ!!
POZDRAWIAM :*

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział XXIX

-Zibi, chodź tu szybko!-krzyknęła urzędująca w pokoju Beaty brunetka.
-Znowu coś zepsułaś?-zadrwił atakujący, zaglądając do pokoju.
-Nie mogę zapiąć tej walizki. Pomóż mi.
-I ty mówisz, że to ja mam dużo ciuchów.
-Tutaj są jej ciuchy, ulubione książki, notatki z zajęć na uczelni, trzy albumy ze zdjęciami z liceum, kosmetyki.
-No bo oczywiście nie mogłaś tego spakować do tamtej torby, tylko wcisnęłaś na chama do walizki? Kobiety.-mruknął, zapinając suwak.
-Dzięki. Przynieś z mojego pokoju jeszcze trzy kartony i to będzie koniec.
-Taa… koniec! Chciałoby się! Ja to jeszcze muszę znieść do samochodu i jakoś to tam zmieścić. Widziałaś, ile tego jest?
-A nie możesz poprosić Miśka, albo innego pseudosiłacza z klubu?-warknęła, siadając na łóżku.
-OK. Masz jeszcze jakieś życzenia?-zironizował.
-Zibi, ruszaj się! Nie mamy całego dnia!
*
-Tato, babciu, to moja narzeczona, Beata. Mamo, kochanie, wy się już poznałyście.-przedstawił szatynkę Piotrek. Dziewczyna wciąż czuła lekki stres, jednak z każdą chwilą coraz bardziej się uspokajała. Rodzina siatkarza okazała się być dokładnym odwzorowaniem jej własnej rodziny. Z miejsca ją zaakceptowali i już pięć minut później traktowali ją jak własną córkę, tudzież wnuczkę.-Mamo, tato, babciu. Pobieramy się.
-Tego akurat domyśliliśmy się, gdy nazwałeś Beatkę swoją narzeczoną.-wtrąciła jego babcia.
-W to nie wątpię. Chodzi bardziej o to, że chcemy wziąć ślub szybko. Nawet bardzo szybko.
-Ale chyba nie jutro, co?-zaśmiał się ojciec Piotrka.
-Nie, aż tak nam się nie spieszy. Za miesiąc. Dokładnie 23 września.-ogłosił w końcu blondyn.
-Synku, nawet nie wiesz, jak się cieszę!-wykrzyknęła pani Ola, przytulając swojego syna, a następnie przyszłą synową.-A jesteście pewni, że uda wam się wszystko załatwić do tego czasu?-upewniła się.
-Mamo, nie wierzysz w mój urok osobisty?-zaśmiał się środkowy, poruszając brwiami w taki „pitowy” sposób.
-Wierzę, wierzę, tylko nie wiem, co zdziałasz tym urokiem kiedy pójdziesz prosić o udzielenie ślubu do księdza.
-Nie bój się, poradzę sobie.-zapewnił rodzicielkę.-A wy? Nic nie powiecie?-zapytał tatę i babcię.
-A co mam powiedzieć? Mój ukochany wnuczek się żeni. I teraz w ogóle nie będziesz miał czasu, żeby mnie odwiedzić!-stwierdziła oburzona, po czym, ku zdziwieniu całej reszty wybuchła śmiechem.-No co? To babcia już nie może pożartować?
-I za to cię kocham, babciu-stwierdził Piotrek, przytulając się do kobiety.-No i jeszcze za te pierogi z truskawkami.-dodał z uśmiechem, kiedy odsunął się od niej na tyle daleko, by nie dostać po głowie.
-Synu… jestem z ciebie dumny. Sam nie wiem, jak ja zachowałbym się w takiej chwili.-Tata Pita zamknął go w niedźwiedzim uścisku, a na koniec wytargał za włosy. Przytulił również Beatę, stwierdzając, że nie mógłby wymarzyć sobie lepszej synowej.
*
Dzwonek do drzwi przerwał blondynce błogą chwilę relaksu. Odstawiła filiżankę kawy na stolik i podeszła do drzwi, by otworzyć. Uchyliła je i zamaszystym ruchem chciała je z powrotem zamknąć, jednak Kubiak jej to uniemożliwił, blokując je swoją wielką stopą.
-Wpuść mnie! Musimy porozmawiać!-wrzasnął Michał, próbując wcisnąć się do mieszkania.
-Nie mamy o czym rozmawiać! Wynoś się!-przyjmujący pchnął drzwi i odsuwając blondynkę wszedł do mieszkania.-Powiedziałam, wynoś się!-ryknęła dziewczyna, rzucając w intruza pierwszym co wpadło jej w rękę.
-Szkoda tego wazonu.-stwierdził szatyn, uchylając się przed pociskiem.
-Wypierdalaj!-powtórzyła ciskając w niego butem.
-Madzia… wyjdź za mnie.-szepnął siatkarz.
-Nie, to ty masz wyjść!-sprzeciwiła się dziewczyna.-Zaraz, CO TY ODWALASZ?-zapytała, gdy Kubiak padł na kolana.
-Magda, ja mówię serio. Wyjdź za mnie. Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Zostaniesz moją żoną?-powtórzył pytanie.
-Pod warunkiem, że już nigdy mnie nie zdradzisz.
-Madzia… dziękuję.
-OBIECAJ!
-Obiecuję, że nigdy cię nie zdradzę.-przyrzekł, podchodząc do niej.-Jesteś jedyną kobietą, z którą mógłbym być.-wyszeptał, zamykając jej otwierające się usta pocałunkiem…
*


-Wreszcie wolność…-westchnęła Alka, opuszczając gabinet lekarza.-W końcu zdjęli mi tę zbroję.
-No. Nareszcie. I nie muszę cię już nosić po schodach.-zaśmiał się Zibi, zarzucając ramię na jej szyję.
-To, że zdjęli mi gips nie znaczy, że mogę robić za twój wieszak!-warknęła dziewczyna, zrzucając jego rękę.
-Ej, nie obrażaj się!
-Psecies się nie oblazam. Co ja, psedskolak?-zaśmiała się.-Dawaj kluczyki.
-Co?
-No, ja prowadzę. W końcu mogę.-odparła, wyciągając rękę w stronę atakującego.
-O rany… zaczyna się.
-Kochanie, przyzwyczajaj się. Nie myśl, że zawsze to ty będziesz prowadził.
-Ta… chciałabyś-mruknął sam do siebie.
-Słyszałam! No już, dawaj te kluczyki! Chyba ci się spieszyło! I nie marudź, bo będziesz biegł za samochodem!-zagroziła, zatrzymując się koło swojej mazdy.
-Dobra, trzymaj-jęknął, podając jej upragnione kluczyki. Alka wsiadła do samochodu i zamknęła zamki.
-No, ej!
-Przecież chciałeś się przebiec-zaśmiała się, ruszając.
-ALA! Nie rób sobie jaj!-wrzasnął za oddalającym się samochodem. Ruszył biegiem za autem, gdy Alka zatrzymała go przy wyjeździe z parkingu.
-Jesteś okropna!-jęknął, wsiadając na miejsce pasażera.
-Wiem-zaśmiała się i ruszyła w stronę osiedla, na którym mieszkali…


Ostatni rozdział (podobno) był krótki, a ten wyszedł jeszcze krótszy :/
Obiecuję, że następny będzie znacznie dłuższy :) i na pewno pojawi się za tydzień :)
Pozdrawiam :*