UWAGA!!

1.To opowiadanie to wymysł mojej (CHOREJ) wyobraźni;
2.Bohaterowie (Z wyjątkiem siatkarzy) są fikcyjni;
3.Miłego czytania:)

niedziela, 14 października 2012

Rozdział VI

Rozdział VI


Zbyszek wchodzi do kuchni gdy Michał, po zrobieniu sobie kawy, odwraca się w stronę lodówki, by przygotować sobie śniadanie. Chwyta kubek kumpla i upija łyk.
-Cholera, jaka słodka!-jęczy.
-Zrób sobie swoją-mruczy Kubiak, wyrywając kubek z ręki Bartmana.
-Dobra, spoko, nie bulwersuj się. O, robisz kanapki. To ja też poproszę.
-Chyba Cię pogięło-odpowiada młodszy.
Zbyszek robi minę kota ze Shreka. Nawet to nie pomaga.
-Daj spokój. Wprawy nabierzesz, Magda się ucieszy.
-A co ona ma do tego?
-Przecież to widać gołym okiem. Podoba Ci się. I nie zaprzeczaj. Ślepy by zauważył.
-Fakt, brzydka nie jest, ale ja jej w ogóle nie znam.
-Piterowi to jakoś nie przeszkadzało. Może do niej zadzwonisz?
-Gdybym miał numer, to bym zadzwonił.
-Dziewczyny na pewno mają.
-To ja lecę!-krzyczy  korytarza.
-Ej, a moje kanapki?-krzyczy za nim Zibi, opierając się o kuchenny stół. Misiek jednak już nie słyszy pytania przyjaciela-Co ta miłość robi z człowiekiem?-zastanawia się, kręcąc głową.
***


 Beata śpi sobie smacznie  śniąc o swoim ślubie z wysokim, nieznajomym blondynem.
-Zebraliśmy się tu, by połączyć świętym węzłem małżeńskim Beatę i...
...I... w tym momencie do pokoju Beaty wbiega Kubiak głośno trzaskając drzwiami.
-Misiek! Nie uczyli Cię, że się puka?-pyta wkurzona nagłym wyrwaniem ze snu szatynka.
-Co...? A, sorry zapomniałem. Masz może numer do Magdy ?
-Wiedziałam, że w końcu po niego przyjdziesz-odpowiada, podając mu karteczkę z zapisanym ciągiem dziewięciu cyfr.
-Dzięki. Jesteś wielka.
-Wiem. A i nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi.
-A ja liczyłem na dobra kawę, ale jak mnie wyganiasz to idę. Jeszcze raz dzięki. Narka.
-Pa.

-Halo?-odebiera zaspana Magda.
-Obudziłem Cię?-pyta Misiek.
-Nie, już nie spałam.
-To w takim razie może masz ochotę na małą czarną w moim towarzystwie.
-OK. Tylko pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Że już nie będziemy śpiewać.
-Masz to jak w banku-śmieje się.
-A gdzie się spotkamy?
-Kojarzysz tą małą kawiarnię obok parku?
-Tak, wiem gdzie to jest.
-Może tam się spotkamy? Powiedzmy o piętnastej?
-Jasne. To do zobaczenia-potwierdza szczęśliwa Mada.
Wchodzi do mieszkania z wielkim, nawet jak na niego, bananem na twarzy.
-Nie szczerz się tak, bo zmarszczek dostaniesz-nabija się z niego Zibi.
-Ty się lepiej martw o swoje zmarszczki. Umówiłem się z nią na trzecią.
-Spoko. Szczęścia wam życzę. Dobra ja spadam. Idę odebrać samochód.
-No! Nareszcie nie będziesz jeździł moim.
-Też się cieszę-rzuca, opuszczając mieszkanie.
***

-Beata, ja wychodzę!
-Uhmm-mruczy, przekręcając się na brzuch. Miała nadzieję, że uda jeje się jeszcze zasnąć, ale kręci się w łóżku już dobrą godzinę, dochodzi więc do wniosku, że lepiej zrobi, wstając.

Alka wychodzi z domu i rusza w kierunku centrum. Chwilę później jest na miejscu. Widzi tam swoją piękną Mazdę. Całą i zdrową.  Podchodzi do okienka, by uregulować należność. Odwraca się, słysząc radosny okrzyk Bartmana.
-O, Alicja, cóż za wspaniały zbieg okoliczności.
-Taa... przecudowny-stwierdza sarkastycznie.
-Uuu... ktoś tu nie w humorze-droczy się brunet, opierając się o maskę samochodu Ali.
-Twój widok zepsuł mi nastrój.
-Jeszcze się gniewasz?
-Też pytanie... Oczywiście.
-Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na pizzę?-proponuje.
-No nie wiem.
-No nie daj się prosić-patrzy na nią błagalnym wzrokiem.
-No dobra. To kiedy?
-Choćby zaraz.
-Gdzie?
-Znasz tą...
-Na pewno nie, jedź przodem.
-OK. Tylko  mi nie ucieknij.
-Nie kuś.
-Eh... I co ja z Tobą mam.
-YYY... z tego co wiem, to nic-uśmiecha się.
-Jesteś niemożliwa-śmieje się, kręcąc głową. Wsiada do samochodu.
-Wieeem-śmieje się.
***

Dzwonek do drzwi zmusił Beatę do zwleczenia się z kanapy, na której siedziała, czytając książkę. Próbowała to zignorować, lecz ten ktoś za drzwiami jest bardzo uparty. Zaspana otwiera drzwi.
-Pani Beata Mróz?-pyta stojący za nimi kurier.
-Tak, to ja-odpowiada. Mężczyzna podaje jej kwiaty i wskazuje miejsce, w którym ma się podpisać.
-Piękne, ale to musi być pomyłka.
-Czy to jest pani adres?-pyta, wskazując jej konkretne miejsce na trzymanej przez siebie kartce.
-Tak.
-A pani nazywa się Beata Mróz?
-No tak.
-W takim razie to na pewno chodzi o panią.
-A od kogo są te kwiaty?
-Nie mogę tego powiedzieć. Proszę sprawdzić, może jest liścik.
-Dobrze, dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia-zamyka drzwi i rusza do kuchni. Wyjmuje z szafki wazon, napełnia go wodą i wstawia do niego róże, wyjmując kartonik, który jest załączony do bukietu. Napis na nim brzmi „Spotkajmy się w parku, przy fontannie o dwunastej. Będę czekać. P.” Uśmiecha się, i patrząc na wskazujący godzinę jedenastą zegarek zaczyna się przygotowywać na spotkanie z Piotrkiem. Zakłada błękitną tunikę, jasne jeansy i balerinki. Robi lekki makijaż, rozpuszcza włosy i biorąc torebkę opuszcza mieszkanie. Cieszy się, że spotka się z Piotrkiem. Mimo, że znają się krótko, zdążyli się zaprzyjaźnić.
Gdy dociera do fontanny, zegar wskazuje godzinę jedenastą pięćdziesiąt pięć. Siada na ławeczce i czeka na Pita. Punktualnie o dwunastej słyszy za plecami głos-Cieszę się, że przyszłaś....
***

Zibi wyjeżdża z parkingu. Ala z trudem opanowuje chęć skręcenia w przeciwną niż on stronę, jednak grzecznie rusza za nim do pizzerii. Kwadrans później wchodzą do środka i znajdują wolny stolik Chwilę później jednocześnie wybierają-Hawajska!
-To ja pójdę zamówić. Chcesz coś do picia?
-Może być sok porzeczkowy.
-Wracam za chwilę-deklaruje Zibi-Jestem!-rzuca chwilę później, siadając przy stoliku.
-Widzę-uśmiecha się.
-Spostrzegawcza jesteś.
-Wiadomo.
-Szkoda tylko, że nie zauważyłaś tej rysy na masce.
-Co?-krzyczy i wstaje, by ruszyć do wyjścia.
-Żartuję. Siadaj-mówi, ciągnąc ja za rękę.
-Bartman!-uderza go w ramie.
-Ej! To bolało!-jęczy udając, że rozciera bolące ramię. Oboje wybuchają śmiechem.
-Oj Zbychu, Zbychu-rzuca, kręcąc  głową. Kelnerka przynosi im zamówienie. Jedzą, wymieniając się najśmieszniejszymi historiami z przeszłości.
-I tylko dlatego Wlazły to Szampon?-pyta zszokowana.
-Tak, przez to, że kiedyś  na zgrupowaniu napił się szamponu dla zakładu. A czego się spodziewałaś?
-Sama nie wiem, ale na pewno nie tego.
-Ja też bym nie uwierzył, ale byłem przy tym. No, teraz twoja kolej. Opowiadaj-rzuca,biorąc kawałek pizzy z talerza.
-Ale co ja mogę ci powiedzieć? Twoje życie jest znacznie ciekawsze od mojego.
-Nie przesadzaj. Ja poza treningami mam niewiele czasu dla siebie.
-A propos. Kiedy wyjeżdżacie na zgrupowanie?
-Już się chcesz mnie pozbyć?
-Coś ty? Z ciekawości pytam.
-W piątek. W sobotę musimy być na miejscu. Dwa tygodnie do Memoriału, potem kilka dni do Igrzysk.
-Zazdroszczę wam.
-Czego?
-Jeździcie po świecie, odwiedzacie tyle różnych miejsc.
-Niestety. W praktyce nie jest aż tak kolorowo. Nasz czas wolny ogranicza się do odsypiania po treningach, i posiłków.
-W sumie tak, ale przecież nie może być aż tak źle. Na pewno jest ciężko pogodzić pracę ze zwiedzaniem, ale można to połączyć.
-Na początku każdy tak mówi, ale po miesiącu wszyscy rezygnują. No niestety, późno się zrobiło, a ja mam jeszcze coś do załatwienia. Dasz się zaprosić na kolację?
-Czy ja wiem...
-Mam Cię błagać? Proszę bardzo-mówiąc to wstaje i rozłozkladajac ręce, krzyczy-Przepraszam, chciałbym coś ogłosić! Chciałbym prosić tę panią, by-tutaj zawiesza głos na chwilę, by zbudować napięcie-poszła ze mną na kolację. Więc, Alicjo, czy zgodzisz się zaprosić się na kolację?-całą salę wypełniają teraz głosy klientów pizzerii, skandujących ,,Zgódź się, zgódź się’’
-No, chyba nie mam wyjścia-mruczy.
-Chyba nie dosłyszałem-droczy się z nią.
-Słyszałeś, nie zamierzam powtarzać-rzuca zirytowana.
-Zgodziła się!-krzyczy jeszcze bardziej ją denerwując.
-Możemy już iść?-pyta.
-Oczywiście.
-No to chodźmy-bierze swoją torebkę i szybkim krokiem opuszcza budynek.
-Hej, czemu tak pędzisz?
-A jak myślisz?
-Przecież inaczej byś się nie zgodziła-stwierdza brunet, łapiąc ją za rękę.
-Mylisz się. Zamierzałam się zgodzić.
-Przepraszam. Głupio wyszło.
-Dobra, uznajmy, że Ci wybaczam.
-Uznajmy?
-Dobrze słyszałeś. Do zobaczenia.
-Poczekaj. Daj mi swój  numer. Przecież musimy się jakoś dogadać odnośnie godziny-podaje mu ciąg cyfr, wsiada do samochodu i odjeżdża, zostawiając osłupiałego Bartmana na parkingu. Wzrusza ramionami i rusza do swojego BMW…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz