UWAGA!!

1.To opowiadanie to wymysł mojej (CHOREJ) wyobraźni;
2.Bohaterowie (Z wyjątkiem siatkarzy) są fikcyjni;
3.Miłego czytania:)

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział XI

 
 
Niedzielny poranek zaczął się dla dziewczyn jak każdy inny. Siedziały w kuchni jedząc śniadanie i pijąc kawę. W pewnym momencie Beata zerwała się z miejsca i pobiegła do łazienki. Kwadrans później wyszła z niej ze zbolałą miną. -Nie jedzcie tego-zastrzegła.-Nie wydaje mi się, żeby to była wina jedzenia. Wszystkie jadłyśmy to samo, a nam nic nie jest-odparła Magda.
-Poza tym, wczoraj też tak miałaś. Myślisz, że nie wiem?-przyłączyła się Ala.
-A miesiączka Ci się nie spóźnia przypadkiem?
-Zaraz, czy ty sugerujesz, że...
-Przespałaś się z Piterem, prawda-kiwnęła głową-a zabezpieczyliście się chociaż, dzieci?-wruszyła ramionami.
-A bierzesz chociaż tabletki?
-Nie, coś ty, przecież do niedawna żyłam jak zombie.
-Co prawda to prawda-pokręciła głowa Alka-a teraz, Moja Droga, szorujesz do apteki po test ciążowy.
-No coś ty? Przecież to niemożliwe…
-Nie byłabym tego taka pewna na Twoim miejscu. Więc teraz nie marudź i leć do tej apteki.
-Wy lećcie, ja musze…-znowu pobiegła do toalety. Niezadowolona Maj ruszyła w kierunku apteki. Ekspedientka wyglądała na taką, której można zaufać. Wzięła więc dwa testy i wróciła do domu.
-Na wszelki wypadek kupiłam dwa-rzuciła podając przyjaciółce opakowania.
-Boję się. -Teraz już za późno, więc nie marudź, tylko idź-Zamłyńska popchnęła ją z powrotem do łazienki. 
Chwilę później siedziały we trzy przy stole w kuchni. Między nimi leżały testy. Żadnego jeszcze nie sprawdziły-Wy to zróbcie. Ja nie dam rady-jęknęła Beata.-OK. Ja biorę jeden, ty drugi-Ala zwróciła się do Magdy, jednocześnie sprawdzając wynik-pozytywny-powiedziała brunetka.
-Drugi też.
-Cholera! Przecież ja nie mogę być w ciąży! Jestem za młoda! A co ze studiami?
-Hej, spokojnie. Nie panikuj. Jakoś sobie poradzimy. Piter też na pewno będzie chciał Ci pomóc-pocieszała ją blondynka-a jeśli chodzi o studia, to będziesz chodziła na zajęcia, póki dasz radę, a potem weźmiesz dziekankę.
-Ja bym Ci radziła jeszcze się co do tego upewnić. Nie wiadomo, może to jakiś chłam.
-Aluś, masz rację. To może ja Cię zapiszę-powiedziała Mada i zniknęła w salonie-jutro po Ciebie przyjdę i razem tam pojedziemy-stwierdziła, wracając do kuchni.
-Dzięki. Idę się położyć-powiedziała i poszła do siebie. 
***
-Gdzie on jest?!-darł się Zbyszek, szukając czegoś wśród porozrzucanych po pokoju rzeczy.
-Może w końcu mi powiesz, czego właściwie szukasz?-zapytał Misiek po raz kolejny.
-Mojego łańcuszka!
-Tego, który rodzice Damiana dali Ci po jego wypadku?
-Tak, tego! Cholera, musiałem go w domu zostawić.
-A mówiłem, żebyś się wcześniej zaczął pakować, może byś go nie zapomniał-Bartman jednak nie słuchał przyjaciela. Wyjął telefon i wybrał numer.
-Bartek, mam do Ciebie przeogromną prośbę. Mógłbyś pójść do naszego mieszkania? Zostawiłem mój łańcuszek, a bez niego nie wejdę na boisko. Tylko raz ten błąd popełniłem i skończyło się to naderwanym mięśniem. Mógłbyś mi go jakoś dostarczyć?
-OK. Tylko powiedz mi, gdzie on mniej więcej jest?-usłyszał głos Gawryszewskiego.
-No, w naszym mieszkaniu!
-A konkretnie?-spytał zniecierpliwiony środkowy.
-Powinien być na mojej szafce nocnej.
-OK. Poszukam go. Coś jeszcze? Nie będę jechał tyle kilometrów z łańcuszkiem.
-Weź mi tą niebieską torbę stojącą przy drzwiach.
-Tylko tyle?-zapytał raz jeszcze, by się upewnić, czy kolega nie przypomniał sobie o czymś jeszcze.
-Tak, to chyba wszystko. Dzięki, Stary-zakończył rozmowę Zbyszek.  
Środkowy jastrzębskiego klubu wszedł do mieszkania chłopaków kierując się do pokoju Zbyszka. -I on myśli, że ja wiem, o którą torbę mu chodzi?-zaśmiał się patrząc na pokój zastawiony torbami podróżnymi we wszystkich odcieniach niebieskiego. Od błękitu, aż po granat. Chwycił więc tą stojącą najbliżej, wziął leżący na szafce łańcuszek i wyszedł z mieszkania. Idąc przez parking wpadł na rudowłosą pracownicę pobliskiej apteki.
-Przepraszam! Może nie powinnam pytać, bo to nie moja sprawa, ale nie wiem Pan przypadkiem, czy Pan Bartman zostanie ojcem?-zagaiła.
-Yyy... Słucham?-Bartek stanął ja wryty.
-No była u mnie dzisiaj ta przemiła brunetka, którą z nim ostatnio widziałam. Kupowała testy ciążowe, dlatego pytam. Wie Pan. Ja i Bartman jesteśmy dobrymi znajomymi, chciałam się po prostu dowiedzieć.
-Nic o tym nie wiem. Nie pytam przyjaciół o takie rzeczy. Do widzenia-rzucił brunet i odszedł w kierunku swojego samochodu. Wsiadł uruchomił silnik i pomknął w kierunku Spały. Po drodze zastanawiał się, czy to, co mówiła ta kobieta było prawdą i czy może powiedzieć o tym przyjacielowi. Nie chciał, by to wyszło od niego, zwłaszcza, że ta dziewczyna po pierwsze mogła nie być w ciąży, a po drugie, to nawet jeśli była, to skąd mógł mieć pewność, że to dziecko Bartmana? Jednak ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i postanowił podpytać Zibiego, czy jest możliwe, że zostanie ojcem. Gdy dojechał na miejsce Zbyszek już na niego czekał.
-Bartek! Tak strasznie Ci dziękuję! Jestem Ci winien przysługę.
-Niewątpliwie-zaśmiał się Gawryszewski.
-Chodź, chłopaki siedzą z tyłu, nad basenem-rzucił Zbyszek, ruszając we wskazanym kierunku.
-Zibi… -Tylko mi nie mów, że chcesz tak od razu wracać do domu-przerwał mu i złapał go za ramię, by go zatrzymać.
-Nie, no coś ty, tylko... Słuchaj, zapytam wprost. Tylko mi nie przerywaj i nie wkurzaj się, OK?
-OK.
-Czy jest taka możliwość, że ty i ta Twoja znajoma wpadliście?
-Słucham?-atakujący nagle zrobił się śnieżnobiały.
-Noo... Czy jet możliwe, że zaszła z Tobą w ciążę?
-A skąd to pytanie?-Bartosz opowiedział mu o spotkaniu z aptekarką na parkingu.
-Wiesz, teoretycznie jest to możliwe, bo spaliśmy ze sobą, ale się zabezpieczyliśmy. Pewności mieć nie mogę, także tak. Jest taka możliwość.
-Sorry za to pytanie, ale moja ciekawość nie zna granic-zaśmiał się-Musiałem zapytać. To jak? Idziemy do reszty?-ruszyli nad basen, nad którym wylegiwała się reszta kadrowiczów. Ich pojawienie się Igła skwitował okrzykiem radości, a cała reszta miała nietęgie miny. Jak zwykle Ignaczak namówił resztę do zakładu, który oczywiście wygrał.
-On tak zawsze?-zapytał Bartosz.
-Niestety. A Misiek zaczął się do niego upodabniać. Cały dzień spędzili wylagując się na słońcu, śmiejąc się i robiąz sobie głupie żarty. W końcu jednak Gawryszewski musiał wrócić do domu. Pożegnał się więc z kumplami i wsiadł do samochodu. W drodze powrotnej zastanawiał się, czy dobrze zrobił informując Bartmana o tym, czego się dowiedział. Było mu głupio, bo wyszedł na plotkarza, jednak uznał, że nie mógł postąpić inaczej. Lepiej dla niego, że dowiedział się, iż jest taka możliwość od kumpla, niż gdyby przeczytał o tym w jakimś brukowcu, albo internecie. Do domu dotarł późno, więc był pewny, że jego narzeczona dawno śpi, dlatego bardzo go zdziwił fakt, że Kasia siedziała w kuchni, najwyraźniej na niego czekając. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
-Bartek, to nie ma sensu.-zaczęła.
-Co nie ma sensu?
-Ty, ja, my, to wszystko. Chyba do siebie nie pasujemy. Przepraszam,że tak długo z tym zwlekałam, ale chyba najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy. Z tego już nic nie będzie. Ja… ja już chyba Cię nie kocham. Jutro wyjeżdżam. Nie pytaj dokąd, bo sama tego nie wiem. Proszę tylko o jedno… Czy moglibyśmy zostać…
-Przyjaciółmi?  Nie myślisz chyba, że moglibyśmy się przyjaźnić po tym wszystkim! Oczywiście, zawsze służę pomocą, gdybyś jej potrzebowała, ale nie licz na nic więcej. Na razie-rzucił i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Nie mógł tam zostać. Nie mógł patrzeć, jak kobieta, którą kocha wyjeżdża. Zostawia go samemu sobie. Postanowił przenocować u chłopaków. Na szczęście zostawili mu klucze. Przypominając sobie bałagan jaki panował u Miśka i Zibiego, postanowił pójść do mieszkania Pitera, uprzednio informując o tym kumpla. Wszedł do środka i ruszył do salonu. Usiadł na kanapie, głowę opierając na rękach, zastanawiał się, co takiego zrobił źle, gdzie popełnił błąd, który mógł skłonić Kasię do zerwania. Nic nie przychodziło mu do głowy. Mimo mijających godzin, nie czuł zmęczenia. Siedział wciąż w niezmienionej pozycji, a jego głowę wypełniły obrazy wszystkich chwil, które spędził z ukochaną. Dopiero nad ranem, gdy przez niezasłonięte okna zaczęły się wdzierać promienie słoneczne udało mu się zasnąć. Jednak już kilka godzin później obudził go dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć. Ujrzał za nimi jego byłą narzeczoną.
-Hej, przepraszam, że przychodzę, wiem, że nie powinnam, ale chciałam Ci oddać klucze-powiedziała, nie dając brunetowi dojść do słowa.
-Tak, dzięki-odparł, zamykając drzwi.
-Bartek...-chłopak ponownie lekko uchylił drzwi, słysząc jej głos-chciałam Ci życzyć szczęścia. Zasługujesz na nie. Jeszcze raz przepraszam, że ja nie mogłam Ci go zapewnić. Do zobaczenia-dodała i zbiegła na dół.
-Żegnaj-szepnął Gawryszewski, gdy stracił ją z oczu. Wrócił więc z powrotem do pomieszczenia, w którym spędził noc, usiadł na kanapie i włączył telewizor. Zaczął skakać po kanałach, nie zatrzymując się na żadnym konkretnym. Wiedział, że powinien pójść do siebie, jednak jego mieszkanie bez Kasi, bez jej uśmiechu, wydawało mu się być więzieniem. Postanowił, że skorzysta z gościnności kolegi i zostanie tutaj jeszcze przez jakiś czas. Nie mógł pogodzić się z tym, że został sam. Uznał, że musi się komuś wygadać. Wybrał numer Pitera. Jeśli ktoś wie, jak w tej chwili czuje się brunet, to właśnie Nowakowski. Liczył na to, że nie rozpoczęli jeszcze treningu. Miał szczęście, przyjaciel odebrał od razu, zupełnie jakby czekał na telefon. -Hej, Cichy-zaczął-znajdziesz dla mnie chwilę?
-Siema, Stary. O co chodzi? Wczoraj, jak dzwoniłeś nie byłeś raczej zadowolony, coś się stało? Zalał was ktoś, czy co?
-Gorzej. Kaśka mnie rzuciła-odparł smętnie.
-Żartujesz! Po tylu latach?
-Wczoraj czekała, aż wrócę i gdy tylko wszedłem do mieszkania oznajmiła, że z nami koniec...-głos uwiązł mu w gardle. Nie mógł powiedzieć nic więcej. Zwyczajnie nie dawał sobie z tym rady.
-A powiedziała chociaż, dlaczego? -zapytał młodszy.
-Uznała, że już mnie nie kocha. Nie wiem, o co jej chodzi. Tak zwyczajnie mnie zostawiła. Powiedziała, że wyjeżdża. I jeszcze miała czelność zaproponować mi przyjaźń!
-Nie łam się, chłopie. Wiesz, jak chcesz, to wezmę sobie wolne u trenera i...
-Ani się waż! Dam sobie radę! Ty masz dla nas wywalczyć mistrzostwo olimpijskie! Bez medalu nie wracaj-zaśmiał się Gawryszewski.
-Oczywiście! Sorry, ale ja muszę kończyć. Lecę na trening. Na razie!
-Nara!-brunet zakończył połączenie i poszedł do kuchni, by zrobić sobie kawę. Niestety, znalazł tylko pustą puszkę, w której niewątpliwie kiedyś kawa się znajdowała... 
***  
Piotrek zastanawiał się, jak może pomóc kumplowi. Wiedział, jak on teraz się czuje, w końcu niedawno sam był w tej samej sytuacji. Zdecudował, że zadzwoni do Beaty. Przecież nikt tak nie pomoże facetowi zrozumieć kobietę, jak kobieta. Wybrał numer i czekał aż szatynka odbierze. 
***  
-Beata, odbierz w końcu ten telefon!-krzyknęła Ala.
-Nie mogę! To Piotrek! Ty odbierz!
-I co ja mu powiem?
-Cokolwiek! Błagam, przecież on zauważy, że coś jest nie tak!
-Jak będziesz unikała tej rozmowy, to tym bardziej coś zauważy.
-Odbierz, proszę. Ja muszę...-nie skończyła, tylko pobiegła do toalety. Alicja nie miała wyjścia. Musiała porozmawiać z siatkarzem, nie chciała przecież zapsuć jego relacji z Beatą. Wolała mu trochę naściemniać, niż dać mu powód do sprzeczki.
-Halo? Hej, Piotrek!-powiedziała, gdy wcisnęła wreszcie zieloną słuchawkę.
-Hej, mogłabyś mi dać na chwilę Beatę?
-Niestety, właśnie poszła się wykąpać, a nie wzięła telefonu. Coś przekazać?
-Nie trzeba, zadzwonię jeszcze raz. A z resztą... Kojarzysz Bartka Gawryszewskiego?
-Tego siatkarza? No tak. Co z nim?-zapytała, sadowiąc się na środku łóżka przyjaciółki.
-Jest w tej chwili w moim mieszkaniu. Mogłybyście do niego wpaść? Narzeczona go zostawiła i jest trochę podłamany. Zadzwoniłbym do chłopaków, ale wiem jak to jest. Kumpel nie pomoże. Potem jeszcze jeden problem będzie, bo kac męczy-zaśmiał się-No to jak? Mogę na was liczyć? Z góry dzięki. Sorka, ale muszę lecieć na trening, bo trener mnie zabije. Na razie. Pozdrów Beatę-krzyknął jeszcze i się rozłączył.
-Narka-rzuciła Ala do sygnału zakończonego połączenia. Właśnie w tej chwili do pokoju wróciła Beata.
-Co chciał?
-Musiał od razu coś chcieć? Stęsknił się za Tobą.
-Jasne, rób sobie żarty-jęknęła szatynka.
-Oj dobra. Chciał pocieszycielki dla Gawryszewskiego...
-Dla kogo?-wcięła się Beata.
-Przecież jest szczęśliwie zakochany, po co mu inna pocieszycielka?
-Bo poprzednia go zostawiła.
-O kurde... Zaraz! JA mam być tą pocieszycielką?-zapytała wskazując na siebie-Nie ma mowy. Jak ja mam tam iść? W takim stanie?
-W jakim stanie? Przecież jeszcze nic nie widać!-zaśmiała się Maj.
-HAHAHA aaale jesteś dowcipna!
-Wiem. U nas to rodzinne. No dobra, nie denerwuj się, bo to niebezpieczne. Ja pójdę.
-Nie ma mowy! Idziesz ze mną do lekarza!
-Cholera! Zapomniałam!-krzyknęła, wybierając numer Magdy.
-Poproś ją, żeby Ci mapkę narysowała, bo się zgubimy! 
Pół godziny później blondynka zadzwoniła do mieszkania dziewczyn. Nikt jej nie otwierał, więc weszła do środka-O, hej! Dobrze, że już jesteś!-ze swojego pokoju wyłoniła się Alka.
-Hej! Jak się czuje nasze biedactwo?-zapytała szukając Beaty wzrokiem.
-Tak, jak wyglądam. Okropnie!-usłyszała odpowiedź. Spojrzała w tamtą stronę. Rzeczywiście, przyjaciółka nie wyglądał najlepiej. Była blada. Nienaturalnie blada, a cienie pod jej oczami były praktycznie czarne.
-Coś ty, nie wyglądasz źle. Powiem więcej! Jest całkiem w porządku-pocieszała ją Magda-może jednak pojadę z wami?
-Nawet nie próbuj. Szoruj na górę-odparła Ala-dwa piętra nad nami-dodała opuszczając mieszkanie. Prowadziła za sobą Beatę, która była tak zdenerwowana, że ledwie trzymała się na nogach.
-Aluś, ja sobie nie dam rady. Ja stamtąd ucieknę-jęczała Mróz.
-Pamiętaj, że też tam będę. Jeśli będzie taka potrzeba to Cię dogonię, zwiążę i zaniosę do tego gabinetu. Jasne? Tylko mi tu nie mdlej! BEATA!-krzyknęła jeszcze, z trudem ratując przyjeciółkę przed kontaktem ze schodami. Przerażona wyjęła telefon i zadzwoniła do Magdy.
-Bierz Bartka ze sobą i chodźcie tutaj! Beata zemdlała, a ja nie wiem co robić! Jesteśmy na dole! Tylko szybko!-po tych słowach rozłączyła się. Usłyszała trzask drzwi gdzieś nad nimi. Próbowała jakoś ocucić przyjaciółkę, jednak nic nie skutkowało.
I jak z nią?-na dźwięk głosu Magdy podskoczyła.
-Jak widać! Musimy ją stąd zabrać! Szybko!
-Odsuń się!-powiedział Gawryszewski i podnosząc bezwładne ciało dziewczyny ruszył na parking. Położył ją na tylnym siedzeniu swojego samochodu, układając jej głowę na kolanach Ali. Magda usiadła z przodu, ściskając w rękach torebkę przyjaciółki. Gdy tylko środkowy wyjechał z parkingu pomknęli w kierunku najbliższego szpitala.    
Na miejsce dotarli chwilę póżniej. Nikogo nie obchodziło w tej chwili, ile było na liczniku, gdy mknęli przez miasto. Najważniejsza teraz była Beata. Gdy tylko siatkarz pojawił się na izbie przyjęć niosąc na rękach brunetkę, wokół nich zapanował totalny chaos. Wszyscy pacjenci, którzy się tam znajdowali, podbiegli, by móc bliżej przyjrzeć się środkowemu. Udało się jednak ich rozpędzić pewnej wrogo wyglądającej pielęgniarce, prowadzącej w ich stronę wózek. -Przecież ona jest nieprzytomna-warknął zdenerwowany siatkarz, niosąc ją do pierwszej wolnej sali. Położył ją na leżance odgarniając włosy z jej twarzy, po czym wyszedł na korytarz, na którym czekały na niego Ala z Magdą. Ruszyli razem w kierunku poczekalni, do której wysłała ich pielęgniarka. 
Kilkadziesiąt minut później podszedł do nich lekarz-Pani Beata jest w ciąży-powiedział-Gratuluję, Bartoszu-dodał wyciągając rękę w kierunku siatkarza.
-To nie moje dziecko, ale dziękuję w jego imieniu-odparł w szerokim uśmiechem Gawryszewski. -W takim razie przepraszam.
-Czy może nam pan w końcu powiedzieć, czemu zemdlała?-niecierpliwiła się Alka.
Ach, tak, oczywiście. To wynik silnego przemęczenia, stresu. Czy pacjentka była ostatnio podenerwowana, albo pracowała fizycznie?
-Biorąc pod uwagę, że wczoraj dowiedziała się od dziecku, które z resztą jest zwykłą wpadką, a jego ojca ledwie zna, to raczej nie była podenerwowana. Ona była TOTALNIE PRZERAŻONA!-odparła wściekła Ala akcentując dwa ostatnie słowa.
-Hej, Bartek, mógłbyś... Dzięki-rzuciła Magda widząc, że Gawryszewski, jakby czytając jej w myślach, wyprowadza zdenerwowaną Alicję ze szpitala-przepraszam za nią-zwróciła się do lekarza. Na jego plakietce zobaczyła nazwisko Polański-znają się od dziecka, są jak siostry, stąd ta reakcja.
-Proszę się nie przejmować. Nie pierwszy raz widzę coś takiego. Żeby Pani widziała moją żonę, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży z naszym synem, Łukaszem. No, ale wracając do Pani Beaty. Musi zostać u nas, chcemy sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Myślę jednak, że jutro wróci do domu.
-Czy w takim razie możemy ją odwiedzić?
-
Oczywiście, ale nie na długo. Nie należy jej teraz męczyć.
-Dziękuję.
-A, zapomniałbym! Konieczne będzie wypełnienie jej karty. Potrzebujemy podstawowych danych.
-Dobrze. Zajmiemy się tym-wyszła przed szpital do Ali i Bartka. Gdy zobaczyła ich mimowolnie się zaśmiała.
-Co cię tak śmieszy?-zapytał brunet uśmiechając się szeroko.
-Bo to my miałyśmy pocieszać Ciebie, a nie odwrotnie-odparła siadając obok niego na ławce-Aluś, trzeba uzupełnić jakieś dokumenty...
-Jasne, już idę-w tej chwili rozdzwonił się telefon znajdujący się w torebce Beaty-Cholera! To Piter! I co ja mu teraz mam powiedzieć?
-Nic nie mów. Po prostu nie odbieraj! W razie co będzie na mnie!-odparła Magda-gdy Alka poszła w kierunku szpitala, Bartek wrócił do przerwanego tematu.
-Niech zgadnę... On was wysłał-kiwnął głową w kierunku Ali. Blondynka kiwnęła głową.
-Chciał prosić Beatę, żeby do Ciebie zajrzała, ale nie chciała odebrać. Wiesz, to jest jego dziecko. Ona boi sięgo o tym poinformować. Nie chciała z nim rozmawiać, żeby się nie wygadać, Alka odebrała, ale musiała iść z Beatą, więc wysłały mnie.
-Tak myślałem, że to on maczał palce w Twoim pojawieniu się w drzwiach-zaśmiał się-wiesz, tekst „chciałam pożyczyć soli” raczej nie należy do oryginalnych.
-Heeh... Miałam tylko dwa piętra, żeby coś wymyślić-uśmiechnęła się promiennie. W tej chwili wróciła Alka.
-To jak? Podwieźć was do domu?-zapytał brunet. -Najpierw pójdziemy do Beaty-odparła-a ty idziesz z nami-rozkazała.
-Ja? Przecież ona mnie nie zna!
-I od dawna chce poznać! Chodź, ona nie gryzie!-namawiały go.
-OK, ale tylko na chwilkę.
-Jasne! Dziewczyny pierwsze weszły na salę, na której leżała ich przyjaciółka. Wyglądała lepiej niż rano, ale tylko nieznacznie.
-Hej, kochanie, jak się czujesz?-zapytała brunetka.
-A nie widzisz? Tragicznie! I jeszcze muszę tutaj siedzieć do jutra!-marudziła.
-Wytrzymasz! Jutro przyjedziemy po Ciebie, a potem WAKACJE!-emocjonowała się Mada.
-Ja nie jadę-szepnęła Beata.
-Jak to, nie jedziesz? -Przestańcie, przecież tam będzie Piotrek.
-Właśnie! Idealna okazja, żeby mu powiedzieć!-krzyknęła Zamłyńska.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Może podejdę do niego i powiem prosto z mostu „Hej, Piotrek, wiesz, jestem z ciąży, będziemy mieli dziecko”. Ja mu nie mogę tego zrobić. Jak tylko pozałatwiam swoje sprawy wyjadę i nigdy więcej się z nim nie spotkam!
-Żartujesz, prawda?
-Nie. Poważnie. Wrócę do Lublina, do rodziców, albo wybiorę jakiekolwiek inne miasto...-ich rozmowę przerwało pojawienie się Bartka. Jego twarz zdobił szeroki uśmiech. Dzięki niemu również Beata lekko się uśmiechnęła-A cóż ja takiego zrobiłam, że Bartosz Gawryszewski, jeden z moich siatkarskich idoli odwiedza mnie w szpitalu?
-Miło mi, że tak myślisz... Ale daleko mi do ideału-odparł uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Bartek pomógł nam, jak zemdlałaś. Na pewno po drodze złamał kilka przepisów-wytłumaczyła Magda.
-Nie przesadzajmy, jechałem tak jak zwykle-zaśmiał się chłopak. W tej chwili na sali pojawiła się pielęgniarka i kazała im pozwolić Beacie odpocząć.
-No to my się zbieramy-powiedziała Magda-jutro po Ciebie przyjedziemy.
-Do zobaczenia. Miło było Cię poznać-pożegnał się siatkarz i opuścił powieszczenie.
-Ej, dziewczyny!-krzyknęła jeszcze Beata.
-Hmm…?-mroknęła Alka, zaglądając z powrotem na salę.
-Ni powiedziałyście Piotrkowi, prawda?
-Nie, coś ty. Sama to zrobisz-w tej chwili znów rozdzwonił się telfon Beaty-właśnie! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!-krzyknęła Alka, podając jej telefon-lepiej odbierz dzwoni już chyba piąty raz.
Dzięki-odparła ironicznie i odebrała. W tym czasie dziewczyny opuściły salę-Halo?-bała się, że drżenie jej głosu ją zdradzi, jednak Piter wydawał się tego nie zauważać.
-Hej, nareszcie! Dlaczego nie odbierałaś?
-Wiesz, byłam zmęczona. Nie spałam całą noc.
-A to dlaczego?
-Jestem trochę chora. Całą noc męczył mnie kaszel-zmyśliła na poczekaniu.
-Biedactwo-stwierdził.
„Ciekawe, czy będziesz myślał tak samo, jak się dowiesz prawdy” pomyślała zrezygnowana.
-Wiesz, to może ja nie będę Cię męczył... Zadzwonię kiedy indziej. Pa!
-Papa!-rzuciła i rozłączyła się-uff... nie było aż tak źle. Jeszcze przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć mu prawdę, czy odciąć się od niego i samotnie wychować swoje maleństwo. Była jednak zbyt zmęczona i usnęła. 
***   
Bartosz zatrzymał samochód na parkingu. Dziewczyny pożegnały i ruszył w kierunku osiedla. W pewnym momencie Alicja odwróciła się i krzyknęła do oddalającego się bruneta.
-Hej, Bartek! Może wstąpisz na kawę?!
-Nie chciałbym przeszkadzać-odparł podchodząc bliżej.
-Coś ty, chodź!-rzuciła Magda-A co będzie jak ktoraś z nas po drodze zemdleje i nie będzie nikogo kto mógłby nam pomóc?
-Tak stawiasz sprawę? W takim razie nie mam wyjścia-zaśmiał się idąc za nimi do mieszkania brunetki.

***  
Zibi siedział na podłodze hali treningowej i opierając się o słupek siatki myślał nad tym, co powiedział mu Gawryszewski. Zastanawiał się, czy to jest możliwe. W końcu zabezpieczyli się. Nie był jednak pewny, czy gdyby to okazało się prawdą, byłby w stanie wychować własne dzieci. W końcu on sam czasem zachowuje się jak dziecko... Jego rozmyślania przerwało pojawienie się Michała-No nareszcie! Wiesz ile Cię szukałem? Nie było Cię na kolacji. To dość dziwne. Ej, Zibi, ty myślisz? Przestań, bo zaczynam się Ciebie bać-zaśmiał się Kubiak. Bartman jednak nie zareagował na jego docinki.
-Misiek, jak myślisz, nadawałbym się na ojca?-zapytał niepewnie.
-Skąd to pytanie?-zdziwił się przyjmujący.
-Tak, czy nie?
-Zibi, jak się dowiesz, że wpadłeś, to o tym pogadamy, OK?
-Dzięki za pomoc-prychnął Zbyszek i zostawił zaskoczonego Michała samego.
-Nie rozumiem tego człowieka-mruknął przyjmujący, kręcąc głową.

***  
-Bartek, mamy dla Ciebie propozycję-rzuciła Ala wnosząc do salonu tacę z kawą i ciastem. -Nie do odrzucenia-dodała Magda.
-Zamieniam się w słuch-odparł.
-Pojedziesz z nami na memoriał.
Co? Nie ma opcji... Poza tym, trener na bank nie da mi wolnego.
-Nasza w tym głowa, żeby dał-odparła Alka poruszając zabawnie brwiami-z resztą. To jest propozycja nie do od-rzu-ce-nia. Nie masz wyboru. Jedziesz z nami.
-Biedny Berni-zaśmiał się siatkarz-no dobra. Zgadam się. Nie mam wyjścia.
-No to ja radzę jak najszybciej zacząć się pakować. Jutro wyjeżdżamy.
Jutro? Czego tak szybko? Przecież grają dopiero od piątku.
-Bo jedziemy tam na wakacje. I obiecałyśmy to Beacie.
-Taaa... kilkugodzinna podróż na pewno pomoże jej odpoczywać.
-Żebyś wiedział. Przed każdą dłuższą podróżą zażywa jakieś tabletki nasenne. Cholera! Teraz przecież jej nie wolno! Ona nie przeżyje tego wyjazdu!
-A mogę wiedzieć, dlaczego?
-O to musisz ją sam zapytać-stwierdziła Alicja, wzruszając ramionami.
-Dobra, nie wnikam.
To nie chodzi o to, że ja nie chcę Ci tego powiedzieć. Ja prawie nic nie wiem na ten temat. Sam ją o to zapytaj, może Tobie się wygada. Będziesz na liście szczęśliwców, którzy znają jej historię.
-A kto jest na tej liście?
-yy...Piter-spytała sama siebie brunetka.
-Tylko? To ja raczej nie mam szans się tego dowiedzieć...
-Jego też znała bardzo krótko, może to dlatego łatwiej jej było o tym mówić... 
Przed dziewiętnastą Bartosz opuścił mieszkanie dziewczyn. Magda również pojechała do siebie, by się spakować. Ala nie mogła się odnaleźć w pustym mieszkaniu. Spakowała swoje rzeczy, po czym poszła do pokoju Beaty, bo ją również przygotować do wyjazdu. Niestety, nie zajęło jej to wiele czasu. Zadzwoniła więc do Zbyszka. Wydawał jej się nieobecny. Zupełnie, jakby ta rozmowa nie była mu na rękę. Zastanawiała się, co spowodowało tą zmianę w jego zachowaniu. Uznała, że zapyta go o to, gdy spotkają się w czasie Memoriału. Rozłączyła się i znów nie miała co ze sobą zrobić. Nie mogła tak siedzieć w jednym miejscu, nie mogła też zadzwonić do Beaty. Wolała jej nie przeszkadzać, powinna wypoczywać. Na szczęscie usłyszała znajomą melodyjkę, informującą o nadchodzącym połączeniu. Był to Gawryszewski.
-Hej, nie nudzi Ci się przypadkiem?-zapytał, gdy odebrała. Jego głos wskazywał na głębokie przygnębienie.
-Strasznie. Czemu pytasz?
-Chyba potrzebuję pomocy, wpadnij do mnie jeśli oczywiście masz ochotę.
-Jasne, już idę.
-Mieszkam pod szesnastką.
-W takim razie zaraz będę-odpowiedziała i zakończyła rozmowę. Założyła swoje ulubione trampki i wyszła z mieszkania. Pognała w stronę tego, które zajmował Bartosz. Drzwi były otwarte, więc weszła. Zastała go w sypialni trzymającego w rękach zdjęcie pięknej szatynki.
-To ona?-zapytała.
-Co? A tak, to jest właśnie moja Kasia. Jak myślisz, czemu ona to zrobiła?-zapytał patrząc na nią tak strasznie smutnymi oczami, że bała się odezwać, nie chcąc sprawić mu jeszcze większej przykrości. Zamiast tego zwyczajnie go przytuliła. Zrobiła to instynktownie. Wiedziała, że tego właśnie chłopakowi potrzeba. Poczucie, że nie jest z tym sam i ma do kogo zwrócić się po pomoc…




 ************




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz